29 mar 2017

Kazuya Blade






Kazuya Blade
Najemnik I Velaru I Asanthea I Saranin I 24 lata I Na usługach Cesarzowej Seleny De Ragharys I
I Zawładnął nad Cieniem przez co zyskał nowe moce I Zakochał się w walce I Nie jest lojalny, służy temu który więcej płaci I


Cesarzowa Selena wydała rozkaz zniszczenia wioski opętanej przez Cienie. Kazuya wraz z innymi żołnierzami cieszył się z kolejnego powodu do zabijania ludzi. Napadli na wioskę z samego rana i wyeliminowali ludzi kontrolowanych przez cieni, na swojej drodze napotkał jaskinię do której postanowił wejść samemu. Po kilkunastu metrach było bardzo cicho i ciemno, ale mimo tego nie bał się bo miał przy sobie swoje dwa miecze. Został znienacka zaatakowany przez Cień, który wszedł do jego ciała i zaczęła się walka o jego umysł.  Walka była długa, ale dzięki silnej woli oraz silnemu organizmowi poskromił on Cień i zawładnął nad nim. Od tamtego momentu wiedział, że nikt nie może się o tym dowiedzieć i po wyjściu z jaskini zabił żołnierzy z którymi przybył. Wrócił do Cesarzowej z o wiele większą żądzą krwi i władzy. Czeka z niecierpliwością na kolejne wyzwania! 


87 komentarzy

  1. Witam oficjalnie :) Życzę dużo natchnienia, fajnej zabawy i dużo wątków ;) Postać ciekawa, w końcu ktoś z Velaru! Jeśli masz chęci zapraszam do siebie :p

    OdpowiedzUsuń
  2. [to bardzo zlożone - albo krotko mowiac ambicja komus uderzyla do glowy i zazdtosnie chcial przejac paleczke. Jej tam nie zalezalo na awansach]

    V.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zblizała sie pora snu. Sennik przygotowany i czekal na zajecie, ale nie miala jeszcze ochoty isc spac.
    Narzucila na siebie plaszcz, zabrała swiece i poszla upewnic sie czy zwierzetom w zagrodzie nic sie nie dzieje. Dolozyla karmy, dolala wody do poidla a potem wyszła na podworze.
    Otrzepała prosta sukienke. Nadal nie chcialo jej sie spac, zatem zamknela przybudowke i poszla w strone gospody, gdzie nadal bylo slychac wesola zabawe, duzo muzyki i gwar glosow. Pozdrowila reszte gosci i zamowila grzany miod.
    Zrobilo jej sie milo i przytulnie i trwalo tak do czasu, gdy zauwazyła, ze ktos nowy wchodzi do srodka.
    Reka, ktora podnosila jakby zamarla w powietrzu.
    Kazuya? - pomyslala. Domyslila sie, ze kiedys go moze napitkac na swej drodze, ale nie byla swiadomo, ze tak szybko. Pokrecila glowa wracajac do normalnosci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przygladala uwazniej. Zajety rozmowa o nocleg nie zauwazyl pewnego zainteresowania ze stron coniektorych, ktorzy sie widocznie ozywili slyszac o pieniadzach.
    Skrzywila sie nieznacznie.
    To nie bylo dobre jednak nie byla w stanie nic zrobić. Niektore koleje losu musialy przejsc same a o niektorych sprawach mowic nie powinna. Nawet jesli wypadla z obiegu.
    Upila kolejnego lyka. Nie watpila w uczciwosc mieszkancow wioski, ale bieda swoje robila.
    Westchnela. Usiadł na najblizszym wolnym miejscu - czyli po drugiej stronie lawy.
    - na waszym miejscu, panie, uwazalabym - poinformowala cicho.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poprawila nieznacznie przod sukienki odpowiadajacej stylowi zycia tej wioski - czyli byla prosta bez zadnych zbednych ozdobek i innych swiecidelek. Miała ochote na jeszcze jednego grzanca, ale nie chcialo jej sie juz isc. Powoli saczyla resztke napitku.
    - poniekad. - odparła umownie krotko - radze wam posluchac mojej rady i nie pokazywc kiesy pelnej zlota. Dla waszego bezpieczenstwa. Tutejsi ludzie sa zyczliwi ale i ostrozni. Lepiej bedzie by ich nie zachecac zbytnio.

    OdpowiedzUsuń
  6. Usmiechnela sie nieznacznie. Caly Kazuya. Kapany w goracej wodzie. Dlatego wpadl jej w oko. Gdyby miala dostep do zrodla - westchnela w duchu.
    - przejezdzalo tu wielu smialkow. Brakowalo im tylko pokory.No ale kazdy decyduje o swoim losie sam. - zasmiala sie pod nosem - oni i tak ida na zatracenie. Ostrzegam jednak Was byscie mieli oczy wokolo glowy. Otwarte najlepiej. Pytacie o droge. Owszem znam. Maja niezle towary na rynku po okazyjnej cenie. - zamyslila sie - calkiem nie daleko. Trzeba sie kierowac na poludniowy-zachod i ominac kotline. Za nia znajdziecie Rinor. Pan wybacz - kiwnela mu glowa po czym wstala by udac sie do gospodarza, podziekowac za napitek i zyczyc dobrej nocy. Czas juz bylo wracac. Oczywiscie "zegnalo" ja jeszcze pare maslanych, podpitych oczu, ale byli dosyc nieszkodliwi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pomachala mu.
    - spokojnej nocy.
    Tej nocy moze zdazyc sie wiele, albo i nic.
    Nie mniej zycie szlo naprzod, rano trzeba bedzie wstac, by zwierzeta nakarmic a co ma byc to bedzie.
    Opatulila sie szczelniej plaszczem i przeszla szybkim krokiem do chatki przy chybotliwym blaski swiecy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo zmeczenia nie mogla zasnac. Przerwacala sie na senniku z boku na bok dosyc niespokojnie.
    Wolała sie mylic, ale bylo zapisane z gory, ze sie "spotkaja". Pracujac nad waznymi sprawami obserwowała go czasem, gdy miala chwile, wyobrazajac sobie jakby go tak spotkac . Tylko w innych okolicznosciach niestety.
    - ah przestan juz - mruknela do siebie zapedzajac uparte kury do zagrody, gdy te zwietrzyly chwile jej nieuwagi i postanowily zarzyc "wolnosci" - no badzcie grzeczne. Wracajcie do domu - zapowiedziala groznie zachodzac droge jednej bardziej upartej, od innych, kury.
    Zakonczyla zajecie niezle zmachana. Pisnela zzaskoczenia, gdy uslyszala, gdy ktos cos mowil i to calkiem blisko.
    - ah, chwileczke. Zajeta jestem. Ta mala paskuda woli samotne zycie nizby w rodzince. No sio mi - schylila sie zapedzajac w rog, by ja zlapac.
    Po kilku dobrych minutach, zdyszana, misja zlapania upartego zwierzaka zakonczyla sie powodzeniem.
    - ano skrot jest. - spojrzala w koncu na niego - wam bardziej potrzebne pieniadze nizby mnie. Mam niewielkie potrzeby i zloto mi nie potrzebne. - weszla z kurnika zawiazujac ogrodzenie staranniej niz stanela przed nim.
    - mam tu swoje obowiazki. Nie mniej juz dawno w miescie nie bylam. Zatem moge sie wybrac, ale jutro jesli wytrzymacie tyle czasu.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Nie darmo. Mialam i tak tam pojechac. - odparla.
    Zgarnela puste wiadro i poszla z nim do studni, ktora miala niedaleko.
    - Musicie byc cierpliwi. A ja jeszcze nalewki ziolowej nie skonczylam a nie moge podac potrzebujacej nie gotowej. Pomoc zawsze sie przyda. Mozecie wierzyc, ze na wsi nie ma czasu na proznowanie. Przez wiekszosc czasu, bo o pijakach nie wspomne. Te nieroby wola tylko pic. Zostawcie konia w zagrodzie. Tuz obok mam przybodowke a w niej drewno do ogarniecia. Siekierka stoi obok. Zapracujcie na swoj obiad.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pokiwala glowa po czym zajela sie przyniesieniem czystej wody do wiekszej balii i tak kursowala pare razy. Gdy skonczyła poszla sprawdzic jak mu idzie przynoszac dzban wody i kubek, by sie napil. Jak na wiosne bylo dosyc cieplo i pewnie sie juz zgrzal.
    - pewnie jestes zmachany - podala mu pelen kubek - wybacz, ze to tylko woda.
    Uwazala tylko by go tylko przypadkiem nie dotknac. Watpila, by byl zadowolony, gdyby sie dowiedzial paru rzeczy, ktore Niebo mu zaplanowalo z jej posrednim udzialem oczywoscie.
    - Bo to nic by nie dalo. Niektore nawykow nie mozna tak latwo wytepic a nie jestem odpowiednia by im wytykac bledy. Taki los przypadl nam, kobieta. Jestesmy na ziemi tylko w jednym celu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety - dodala patrzac w niebo.
    Slyszysz mnie prawda? Nawet jesli ja juz nie moge uslyszec ciebie.
    Westchnela w duchu.
    - milo mi zatem. Mozecie mi mowic Vaire i jestem tu zielarka. Nikt przynajmniej glosno nie narzeka na me uslugi.
    Dolala mu do kubka.
    - no nic, my tu sobie gadamy a trzeba pomyslec o strawie. Pewnie jestes glodny. Ja w sumie tez.
    Usmiechnela sie.
    Tylko ze nie na ludzkie jedzenie. Potrzebowała czysty eter... a nie powietrze ktore bylo na ziemi. Ciezkie i smoliste.

    OdpowiedzUsuń
  12. - cos sie zawsze znajdzie. Opiszesz mi swoj bol? Nie chce przesadzic.
    Dodała patrzac sie na niego przez chwile.
    - coz.. jesli wolisz jesc w gospodzie to pamietaj moja przestroge. Jadam to co sama zapracowalam z wlasnych rąk. Mam gulasz, tylko musze go podgrzac. A teraz pojde zobaczyc te ziola - odwrocila sie do niego i zaczela oddalac idac w strone chaty, w ktorej sie zamelinowala niczym do ochronnej tarczy. Musiala oddetchnac i ochlonac zanim zacznie sprawdzac ciola, ktore trzeba bedzie zmielic i zrobic napar. Jednoczesnie miala na oku ten drugi, ktory miala zawiez.

    OdpowiedzUsuń
  13. - siadaj - polecila kiwajac glowa na stolek.
    Chata jak to chata, byla mala. Ledwo co tam mozna bylo stope postawic, by sie o cos nie potknac. Zebrala tylko niepotrzebne w tej chwili rzeczy i odstawila na bok.
    - yhmm - mruknela sluchajac. zaradzimy cos na to - odparla dolewajac wody do narzynia, gdzie rozeszla sie ostra won i by zlagodzic dolewala wody az bylo gotowe. Siegnela po szmatke.
    - Zaraz wroce - zabrala mniejsze wiaderko, by napelnic swieza wode i wrocila po chwili. nastwila od razu tez ogien, by podgrzac gulasz. Gdy wolno sie gotowalo pod jej okiem namoczyla szmatke w mieszance - to na oklad. Do waszej porcji gulaszu doleje ziol. Nawet nie poczujecie, ze one tam sa. Nie musisz sie martwic. Nie otruje cie. - usmiechnela sie szeroko. - a teraz pozwol... - stanela tuz za nim i zaczela mu obwiazywac czolo tak by my nie spadlo pomagajac sobie bandazem.
    - zajme sie jedzeniem a ty odpocznij na moim lozku.
    Daleko bylo do tej nazwy jednak nie bylo miejsca na luksusy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tiaa mila.
    Nic na to nie odpowiedziala zajela sie doprawianiem jego porcji.
    Miala go obudzić, ale wygladal na styranego i troche znekanego.
    Cos mu sie snilo. Przysiadla tuz obok i dotknela jego policzka.
    - jestes bezpieczny. - wymruczała muskajac polik. Zrobilo sie zbyt intymnie wiec zabrala reka i wstala nie zauwazajac, ze ja obserwuje. Chyba nie byla zbyt ostrozna.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zamarla w pol kroku.
    - oh wybacz - odwrocila sie maskujac usmiech - myslalam, ze jeszcze spisz. Mialam cie obudzic bo jedzenie stygnie - czestuj sie - podunela mu miske i lyzke i sama rowniez zasiadla obok gdy tylko sobie malozyla. - oj widze, ze ktos jest tu glodny. Tylko mnie nie zjedz - puscila mu oko i przekornie sie zasmiala.
    - nie ma nic ciekawego w moim zyciu. Mieszkam tu, zajmuje sie ziolami, czasem podrozuje po okolicznych wioskach i mniejszych miastach. Nic szczegolnego. do opowiadania nie mam. Oj ale ty duzo jeszcze. Nie krepuj sie i zjadaj. Jutro wczesnie wstajemy a musze sie jeszcze zwierzetami zajac i poprosic kogos o pomoc na jutro.

    OdpowiedzUsuń
  16. - tego nie wiem, nie wiem - pokrecila glowa.
    Dalej spokojniej przezywala swoja porcyjke nie spieszac sie zbytnio.
    - kimze jestem by osadzac kogos po ich czynach? - zauwazyła - chcac nie chcac musza istniec takie osoby, ktore trudnia sie ... zabijaniem. Niektorzy zabijaja at tak dla kaprysu, ale nawet ich w koncu sumienie dopada. Nie klopocz sie tym. Pare osob mi wisi pare rzeczy wiec z radoscia wpadna pomoc. - usmiechnela sie troche zlosliwie. - Ja nikomu nie ufam tak w pelni, ale jak trzeba pomoc to to robie.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Cześć! Witam serdecznie na blogu i mam nadzieję, że będziesz się tutaj dobrze bawić :) Jeśli jest chęć, to wpadnij do mnie, możemy pomyśleć nad wątkiem. :)]

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  18. - to wszystko zalezy w jaka droge pojdziesz - zauwazyla a potem wyjrzala przez okienko na podworko. - no nie... ta glupia kura kiedys mnie wykonczy... Sorki. - rzucila jeszcze wychodzac z domu. - no i gdzie ta mala cholera chce teraz isc? No i jakim cudem wyszlas - burknela na zwierzaka probujac ponownie zagonic do reszty - koniecznie chcesz na ruszt isc. No idzze do reszty - zagonila ponownie albo probowała bo ptaszysko nie mialo ochoty wrocic i jak juz sie jej wydawalo, ze juz ja ma to robila zwrot bok.
    Spojrzała zza siebie slyszac cichy slumiony glos.
    - zabawne. Moze rolami sie zamienimy? Ja popatrze jak ja gonisz i sie posmieje. I owszem nie posiadam luksusow, jednak mozesz zostac. Nie ma problemu by sie przekimac na krzesle. Ja i tak malo spie wiec nie nedzie problemu a i tak rano wstajemy.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Nie mowilam - zaczela zdyszana - zes ty bedziesz kimac na krzesle. Jedna noc mnie nie zbawi i nawet lubie to moje biedne sfatygowane krzeslo bardziej niz tego bezmyslnego zwierzaka. - poslala mu krytyczne spojrzenie - prosze jaka z ciebie wielka dama. No rusz tylek. 4-letnie dzieci sa bardziej zwawe od takiego staruszka niz ty - zauwazyla zlosliwie - mieszkam tu juz troche, wiec znam okolice troche lepiej niz ty sam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Teraz to ona chichotała odplacajac sie widokiem jakim sama byla.
    Przekornie wjechala na jego ambicje wiedzac, ze go zlapie w sidla. Ah ci Adamici... zupelnie jak malutkie dzieci. Przypatrywala sie mu jak sie trudzil wcale nie pomagajac.
    - tak dlugo ci to zeszlo. - pokrecila glowa zdegustowana - uwazaj by ci nie zwiala gdy bedziesz tak sie ruszal.
    Podeszła blizej zabierajac ja od niego i unieruchomiajac pod pacha. Zaniosła do kurnika, ktorego obkrazyla by sprawdzic jakim cudem z niego wyszla. No i zauwazyła dziure. Nie byla duza ale dosyc odpowiednia dla kury.
    - Kazuya.. wez przyilnuj kurnik na moment. Sprawdze czy mam cos do zagrodzenia. Zmeczony? czym? ta krotka przebiezka? Oj cos mi sie wydaje, ze za dlugo czasu spedzasz w siodle.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Widac - zachichotała - tak ale ja sie z nia juz drugi raz mecze - zauwazyła.
    Odeszła do domu gdzie trzymala material i sznurki i wrocila by obwiazac miedzy siatka a rama. Jednak to bylo slabym rozwiazaniem, wiec poszla po polano dosyc grubej grubosci i jakos przytachala i zastawila dziure. - pewnie nie na dlugo to sie zda. Oj czeka mnie dodatkowy wydatek - westchnela smetnie
    - musze zagrzac wode... na kapiel. Za komorka trzymam balie. Troche antyczna, ale ujdzie. No chyba, ze nie chce ci sie czekac na ciepla wode to smialo - nie krepuj sie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Pokiwala glowa.
    Popatrzyla jak sie oddalal. Usta zadrgaly jej w usmiechu.
    Gluptasie? - uniosła brew. Od kiedy to jestesmy juz w takich relacjach? Nawet jesli znala go od urodzenie. Ogladala jak stawial pierwsze kroki. Potykal sie czy wstawal, troche bylo na to zawczesnie. Jak na jej gust. Ale byl tez mezczyzna.
    Wrocila do domku i wyjela czyste przepierzenie, by sie mogl wytrzec. Noc sie zblizala zaczynalo byc chlodno. Zaniosła mu material i chrzaknela delikatnie by oznajmic swa obecnosc.
    - przyniosłam cos do wytarcia. Przewiesze na beczce tuz obok. Jestes jeszcze glodny?

    OdpowiedzUsuń
  23. - no dobrze. Poczekam w srodku zatem. nie musisz sie spieszyc. - dodała nadal patrzac gdzies w bok.
    I podczas gdy on sie myl sama zaczela pakowac potrzebne rzeczy na dzien jutrzejszy oraz dokanczala ziolka, podczas gdy w koncu wszedl do srodka.
    - o wypraszam sobie. Nie wypada mi. Lozko jest dzis twoje i nie przyjmuje odmowy - zapowiedziala surowo tonem nie znoszacym sprzeciwu.

    OdpowiedzUsuń
  24. - milych snow. - odparła - tym razem bez koszmarów - dodala - tylko mi lozka nie zarwij - baknela w duchu slyszac skrzypienie.
    Nawet gdyby chciała sie wyspac jego obecnosc tutaj ja rozpraszała. Westchnela w duchu - za nic nie zasnie. Wstala i zgasila swiece a potem siegnela po dodatkowe nakrycie i wyszla przed domek i usiadla na laweczke. Opatulona przygladala sie swiecacym gwiazdom. Co tam u was gwiazdeczki? Plan stworzenie idzie pelna para? Wy to macie dobrze... Przymknela oczy i zapadla w meczaca drzemke. Pare godzin pozniej, bardzo wczesniej wybudzila sie, gdy dopadl ja skurcz co bylo nawet i o czasie, gdyz mogla "bezpiecznie" przejsc sie do mlynarza wiedzac ze juz o tej porze pewnie jest juz na nogach, zatem mogla zajrzec i omowic swoja sprawe a gdy wrocila po tym zajrzala do domku gdzie nadal spal. Nawet na zrelaksowanego wygladal we snie. Ah to dobrze.. zdarzy zarzyc kapiel. Tylko wymienila wode i wtedy, zdejmujac sukienke i calkiem golutka weszla do bali. Jak milo westchnela rozkosznie, gdy chlodna woda obmywala bolace miejsca a w szczegolnosci barki, gdzie okazale blizny znaczyły "pietno". Zanurzyła sie cala razem z glowa a potem wynurzyła rozsuwajac wlosy z twarzy i tak z przymknietymi oczami wsluchiwala sie w cisze.
    - Dlugo zamierzasz sie mi przypatrywac? - zapytała beznamietnie zwracajac sie do "podgladacza".

    OdpowiedzUsuń
  25. Wstala z towarzyszacym przy tym charakterystycznym pluskiem wody zarzucajac wlosy na plecy.
    Skinela glowa.
    - zostalo troche czasu przed wyruszeniem a opieke mam juz zapewniona, wiec tylko musze konia przygotowac. Wtedy bedziemy mogli ruszac. - oznajmilo chlodno - nie sadze by wiedza o tym w czyms ci pomogla - spojrzała na niego przez ulamek sekundy mowiacy "nie twoj interes" - albo byla potrzebna. Badz tak mily i przygotuj sie do drogi. Swego konia zostawiles w oberzy. Za pol godziny powinnismy ruszac bo droga dluga a jak sie sprezymy to dotrzemy do miasta za dwa dni poznym wieczorem. - odwrocila sie do niego by siegnac po material, ktorym miala sie wytrzec.

    OdpowiedzUsuń
  26. Gdy sama została, zabrała sie za swego konia. Znaczy: nalozyla uzde bez wedzidla i zamiast siodla narzucila na grzbiet karego odpowiednio dobrany pled a na to swoja torbe, wiec teraz bardziej przypominal on osla a nie konia.
    - tez ci sie tak rwie do przodu? - zamruczała do konskiego ucha poprawiajac grzywe - zaraz sie przebiegniemy i nozki przestana swierzbic. A teraz ladnie poczekamy.
    Poszla sie przebrac w meski stroj i upiela wlosy by sie nie majtaly.
    - jestem wzruszona twoja troska - zauwazyła gdy w koncu dotarł i teraz czekał na nia, podczas gdy sama zamykała swoja lepianke i zabezpieczała acz to i tak bylo slabe. Jednak nic cennego tam nie miała. - ale przystpouj troche. Ledwo sie znamy by skladac takie deklaracje a teraz jesli juz wszystko masz co miec masz to jezdzmy juz.
    Zabić aniola? No tak latwo by mu nie bylo, co nie oznacza ze calkiem niemozliwym nie bylo.
    Mruknela cos w strone konia i ruszyła nim kierujac w lesna sciezke.

    OdpowiedzUsuń
  27. Przez jakis czas jechali w wolnym tempie, dopiero pozniej przyspieszyła.
    - Kazdej kobiecie mowisz o planach albo obcemu? Jestes zatem beztroski. Chce ci przypomniec, ze jade z toba tylko dlatego, ze sama mam interes w miescie. Nie przypominam sobie bym po dotarciu na miejsce miala bym jeszcze dalej kontynlowac podroz. Raczej sie wiec rozstaniemy na rostajach drog.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Umiem o siebie zadbac - mruknela zduszajac chichot - alez oczywiscie. Jestes cynglem wladzczyni i jestes dumny z tej funkcji, ale jezdzmy juz. Chcialabym chociaz troche przejechac zanim staniemy na krotki postoj. - i nawet nie czekajac na jego slowa przyspieszyła do galopu.

    OdpowiedzUsuń
  29. Odparla mu smiechem.
    Coz to nawet by bylo ciekawe ale nie marnowała sil na takie tam glupie zabawy. Juz i tak wiekszosc "eteru" poszla na doprowadzenie sie do stanu uzywalnosci, ale niewiele zostalo. Czas byloby pomyslec o kolejnej podrozy do naturalnych zyl termalnych ziemi. Dobrze, ze udalo jej sie jakas znalezc. Nie byl on zbyt dobry ale chory bierze wszystko co daja i nie wybrzydza.
    Zwolnila bieg dajac ogierowi odetchnac.
    Wolno wjechala na polane, gdy ten wlasnie zaczal sie wylegiwac.
    - tylko nie nastawiaj sie na dlugi postoj. - zauwazyła powaznie.

    OdpowiedzUsuń
  30. - zapraszales kogos na prywatna imprezke i ja o tym nic nie wiem? - zapytała z udawanym wyrzutem spokojnie patrzac na otaczajaca mase ludu. - jak mogles no. Lepiej bym sie przygotowała do ... rozmow pokojowych - dodala.
    W zasadzie to specjalnie przepuscila go wczesniej przodem. Napastnicy niby sie dobrze maskowali, ale promien slonca padl przypadkowo na metalowy elemnt stroju i zauwazyla rozblysk, gdy jechali. Jednak wolala sie upewnic. Coz .. rzeczywistosc zrobila swoje. Ah gdyby miala swoj boski miecz. Westchnela w duchu wyciagajac z cholewek butow sztylety.
    - zapraszamy... - usmiechnela sie wykonujac zapraszajacy ruch reka. Za dlugo nie musiala czekac. jeden bardziej napalony ochotnik wyszedl przed szereg i nawet nie zdazyl zauwazyc ze kre tryska z podcietego gardla. Skrzwila sie - nie lubila przemocy. Oj nie lubila.

    OdpowiedzUsuń
  31. Potem to juz przeszlo w reguralna potyczke i zanim ten osunal sie na ziemie, w odwecie natarlo na nia 2 kolejnych. W jednego celnie wymiezyla sztyletem w serce a drugiemu skrecila kark, gdy probowal ja podciac przy okazji samemu sie odslaniajac. Dzieci...
    Gdy swoja czesc, mniejsza ale jednak, wykonala obserwowała Kazuye jak dokanczal rozmowe. Wolna podeszla do zaniepokojonych koni, sprawiajacych wrazenie jakby chcialy sie znajdowac gdzie indziej.
    Mruknela spokojnym glosem cos uspokajacego, gdy Kazu wrocil i stal tuz obok.

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie byli jej wrogami, wiec zlozyla modly by ich dusze spokojnie przeniosly sie w zaswiaty i odnalazly spokoj.
    - no raczej z nimi nie bede odpoczywac. Zreszta i tak lepiej sie zbierajamy - odparła wycierajac zabrudzone sztylety o liscie.
    - robilo sie to i owo. Tymczasowo sie zatrzymalam w wiosce i to tymczacem zmienilo sie w troche dluzszy pobyt. Ci wiesniacy sa hermetyczni. Ledwo toleruja obcych.
    Schowala bron do butow ruchem tak szybkim, ze oko nie nadazalo. Zacmokala na konie.
    - jedziemy? Zebrales juz wszystko?

    OdpowiedzUsuń
  33. - nie ocenia sie kogos po okladce.
    Daleko nie zajechali i znow sie zatrzymali.
    Podjechala do niego gdy zauwazyla ze sie zatrzymuje.
    - znowu bol glowy? - zmarszczyla brwi. - dobrze. Chyba jednak zrobimy postoj na nocleg. Dasz rade przejechac jeszcze kawalek? Nie daleko jest kolejna polana. Jesli nie to podaj mi wodze. Poprowadze a ty sie trzymaj - wyciagnela dlon.

    OdpowiedzUsuń
  34. Szczesciem zlapala wodze zanim je wypuscil. Zaprowadzila ich w ustronie a potem nakazem rzucila komende obu koni by staly nieruchomo.
    Skrzywila sie slyszac lupniecie.
    - ojc. Nie zdazylam.
    Okrazyla konie sciagajac koc by podlozyc pod glowe.
    - tylko spokojnie - mruknela bardziej do niego niz siebie i siegnela do torby gdzie miala wczesniejsza miksturke, ktora wczesniej zazyl. Oby tylko pomoglo. Bo niestety nie wiedziała co mu dolega.
    - Kazuya slyszysz mnie? Wypij to?! - podetknela pod usta mala fiolke. Musiala wrecz w niego wmusic. Przelknal, ale potem nagle otworzyl oczy. Tyle, ze w jego spojrzeniu nie bylo obecnosci.
    - kim lub czym jestes? - zapytała spokojnie, gdy sie przekrecil i lezala pod nim.

    OdpowiedzUsuń
  35. Coz - probował sie do niej dobierac, tylko serdnio mu szlo i nim doszlo do czegos wiecej jakby sie obudzil. Zmruzyla oczy.
    - co to niby mialo znaczyc? - rzucila lodowato - zanim odpowiesz to moze ze mnie zejdz co? Bo to nie jest komfortowa sytuacja.
    Poczekała az w koncu bedzie mogla usiasc i poprawic bluze.
    - wyjasnijmy sobie cos. Nie jestesmy znajomymi, wiec zadnych czulosci mi tu. Po drugie moje zycie niech cie nie interesuje. Dla wszystkich kobiet jestes taki nachalny? I po trzecie: nikt ci nigdy nie mowil by sie nie dzielic informacjami takiego typu jak dla kogo pracujesz lub co musisz zrobic? Taki z ciebie najemnik jak mi urosna rogi? A teraz o co chodzi z tym Cieniem? - spiorunowała go zakladajac rece przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  36. - a ja nie urodzilam sie wczoraj - obruszyła sie.
    Eh... to bylo tak dawno, ze sama stracila rachube.
    - jasne. Jestesmy wiec kwita. To bylo jedyne ostrzezenie Kazuya i wbij je sobie na powaznie do glowy - wycedzila wstajac z podloza i udajac sie do konia., by poprawic koc nim sama wsiadla.
    - jestem zielarka to jak myslisz? - wyprowadzila ich na sciezke.
    Noc zapadla, gdy dalej kontunlowali swa podroz odzywajac sie do siebie monosylabami lub w niezbednym minimum. W zasadzie mieli rozlozyc oboz na noc, ale i tak by nie spala.
    - dajmy konia wytchnac na pare minut. Pewnie sa juz glodne a my ciagle jedziemy. - zaczela zmeczonym glosem. Nie czekajac na odpowiedz zjechala ze szlaku w strone pobliskiego strumyka.

    OdpowiedzUsuń
  37. - pytasz sie o pozwolenie? Jestes juz duzy. - zauwazyła zlosliwie - rad przeciez nie potrzebujesz a reszte nocy mozemy sie zdrzemnac - dodała dalej zajmujac sie wlasnym koniem, ktory szukal smakolyka.
    - ah no zaraz ty glodomorze... siegnela do jednej z toreb i wyciagnela jablko, ktore przekrojone na pol podala do pyska w otwartej dloni - ah tobie tylko jedzenie w glowie - mruknela poprawiajac grzywe potem pozostawila go samego a sama oznajmila ze idzie sie wykapac zabierajac ze soba pare rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  38. Na wszelki wypadek jeszcze zrobila kolko by sprawdzic czy jakiego kolejnego "ogona" nie mieli. Dopiero wtedy juz troche bardziej uspokojona miala okazje w koncu sie ochlodzic i to doslownie. Zrzucila ciuchy, ktore polozyla na bok majac bron w pogotowiu na wszelki wypadek.
    Mily wiaterek ochladzał skore, gdy tak sobie stala "jasniejac" w blasku ksiezyca. Rownie dobrze nie potrzebowali "swiatla". Czuła sie jakby byla latarnia, gdyz zamaskowac kolorytu skory nie potrafila. Acz kusilo, kusilo. Weszla w koncu do wody przysiadajac na kanciastym kamieniu i zaczela sie myc z krwi szarujac piaskiem az sie zarozowiala skora. Gdy w miare wszystko zeszlo zaczela sie relaksowac.

    OdpowiedzUsuń
  39. Zesztywniała wiec zmienila nieco pozycje na inna.
    Trzeba byloby w koncu wyjsc z tej wody, bo jeszcze sie przeziebi, ale nie chcialo jej sie. Siegnela po plaszcz, ktory zlozyla w "poduszke" przy brzegu i polozyla troche obolala glowe.
    Wpatrywała sie w niebo zastanawiajac sie co tez tam w domu robia znajomi. Kolejne batalie z demonami czy bardziej przyziemne rozrywki jak imprezki trwajace miesiac albo i dluzej.
    Westchnela glucho.
    - brakuje mi Was - mruknela smetnie w pustke.

    OdpowiedzUsuń
  40. Wyciagnela reke w strone ksiezyca, gdy tylko pojawil sie na niebie zza chmur. To bylo takie relaksujace uczucie, ze nawet nie zauwazyła ze sama nad rzeka nie jest. Tak jakby swiat sie zatrzymal na kilka sekund a gdy puscil dopadl ja kaszel. Zgiela sie na drugi bok (wiec plecami do niego) i wykaszlnela spora ilosc krwi.
    Popatrzyła na splywajaca czerwien z palcow bezuczuciowo. Eh .. przecholowalam - umysl chce walczyc a cialo odmawia. Moze i dobrze, ze jednak jedzie do miasta? Miała nadzieje spotkac starego znajomego po piorach, ale ostatnio jak byla to jego nie byla acz zostala w miasteczku nieco dluzej to sie rozmineli. Jakos przebytowała brak wizyty.
    Dopadł ja kolejny napad kaszlu.

    OdpowiedzUsuń
  41. Pewnie by odpowiedziała, gdyby nie pociemnialo jej w oczach i na chwile odplynela nie odpowiadajac na pytania.
    Lezala bez ruchu z zacisnieta dlonia na trwaie jakby doznala paralizu.
    - oja oja - powiedział ktos znienacka podchodzac blizej. Zjawił sie niewiadomo skad. Szedl w ich strone. - mlodziencze, na twoim miejsce zostawilbym bron. - zasmial sie dziewcznie jakby rozlegle sie wokol dzwony - nikt nikomu krzywdy tu nie zrobi. Przystanal nieopdal a potem przykucnal tuz obok niej
    - Cassie... - zaczal cos mruczec pod nosem w obcym jezyku.

    OdpowiedzUsuń
  42. - taka krucha - mruknal praktycznie nie zauwazajac jego istnienia jakby go tu nie bylo
    Wzial ja z wody nie przejmujac sie ze sam moknie. Siegnal po plaszcz by ja okryc. - moja siostro kochana... - odsunal na bok mokre wlosy.
    - ty mlody. Przydaj sie na cos a nie pytania zadajesz. Rozpal ognisko i nastaw wode. - polecil - my zaraz tam dojdziemy.
    - Zofiel... - jeknela wtulajac sie w niego.
    - ciii. Jestem.

    OdpowiedzUsuń
  43. - nagrzales wody? - zapytał przychodzac w koncu. - to dobrze Siedz cicho i zamilcz. - zaczal tonem, ktorym lepiej bylo posluchac.
    - Zoffie?
    - dobrze jest. Tylko bedzie bolalo. Musisz wytrzymac.
    Westchnela.
    Poszedl po wode mamrotajac jakies slowa.
    - Cassiel przygotuj sie.
    Zrobila mine
    - pytania pozniej. Nie wygladasz najlepiej.
    - mnie to mowisz... - burknela tonem malej dziewczynki przygladajac sie jak dosypuje do wody jakies ziola a potem podstawia pod jej nos kubek.
    - ale to jest. - przytaknal na to - robicie mi nadzieje?! - usmiechala sie ale potem usmiech zgasl.
    - pij. - polecil przytrzymujac jej plecy. Podczas picia miala wrazenie, ze kwas pije. Jednak bylo to nic w porownaniu do pozniejszych doznan. - lepiej bedzie jak to przespisz - polecil lagodnie.

    OdpowiedzUsuń
  44. Dla ciebie... tylko i wylacznie Vaire - odparł mu w umysle - Jesli uwazasz ze sie rozmawia z przypadkowa i obca osoba, ktora sie ledwie zna o wszystkim to chyba sie dzieciaku zapominasz i nie wiesz gdzie twoje miejsce. - rzucil mu dlugie sondujace spojrzenie a potem je przeniosl na nia.
    Zasnela, ale i tak goraczka trawila cialo i sie czasem wiercila. Przytrzymywal ja wtedy.
    - wiem, ze to frustrujace ale nie moge powiedziec. Nie choruje na zadne ze znanych ziemskich chorob ani na ziemi zadnego lekarstwa nie znajdziesz. Ciała sie rozpada. Szukam jej od paru dni. Niezle sie ukrywa, jednak nie dziwie sie po tym co jej zrobili.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Zofie - warknela cicho - jeszcze jedno slowo a cie udusze - kaszlnela - nie mieszaj go w sprawy naszej natury. Do niczego mu ta wiedza nie potrzebna.
    - nie spisz?
    - kto tu probuje ale gadasz za duzo.
    - ups - zawstydzil sie - wybacz. A ty przestan wsciubiac w sprawy o ktorych nie masz zielonego pojecia. Co do twego zadania, to wyruszysz rano tak jak miales jechac a drogi nasze sie na tym zakoncza. Pamietaj jednak, ze jesli uslysze chocby jedno slowo z tego co tu zaszlo odnajde cie i dopiero poznasz co to prawdziwy bol.
    Gwizdnal przeciagle na konia, ktorym jechal Kazu, który (zdrajca jeden xDD) potruchtal szczesliwy do niego i zaczal sie przymilac szukajac cos dobrego. Potem wyszeptal polecenie, ktore mialo go poprowadzic do R. W nagrode dostal jablko i zjadl a potem go odprawil.
    Vaire jeknela cicho.
    - Zafie? Po co to bylo. Teraz ma jeszcze wiecej pytan patrzac na jego mine. Kazuya musisz mu wybaczyc jego postawe. Znamy sie dlugo i poprostu sie martwi. Najlepiej bedzie dla wszystkich jak zapomnisz, zesmy sie spotkali. Obiecaj, ze nie powrocisz do wioski. Przespij sie teraz.

    OdpowiedzUsuń

  46. - A powinnes bo nie rozmawiasz byle z kim... - odparl spokojnie - wybacz Cass ale to chyba konieczne.
    - ah ci faceci. Tylko jedno wam w glowie. - mruknela zdegustowana, gdy jedym palcem odstawil bron od siebie i ja klad przy drzewie.
    - zeby to chojrakowanie nie wyszlo ci bokiem.
    Wyjal miecz oczywiscie, jednak zanim walka sie zaczela to w mgnieniu oka bylo juz po wszystkim a Kazuya lezal pod nim z przystawionym mieczem do gardla.
    - Zofie tylko go nie uszkodz. Znasz nasz kodeks.
    Przytaknal.
    - niestety. Rada nie bylaby rada. - kiwnal glowa - zamiast zajmowac sie nim, ty jestes wazniejsza.
    Prychnela.
    - popisujesz sie i tyle. Daj mu wstac.
    Odstapil i wrocil do niej. Chodz moj promyku. Kamael sie stesknil. - usmiechnal sie na jej Akurat

    OdpowiedzUsuń
  47. Przekrecil tylko oczy.
    - Cas. doprawdy nie wiem co ty w nim widzisz. - zauwazyl zlosliwie.
    - cicho mi tam.
    - Nie watpie - zwrocil sie do niego - nie mniej jestes niczym pylek na wietrze a ja zyje znacznie dluzej niz ty. Nie mierz swej sily na kogos z kim nie znasz jego sily. Doprawdy nie mam czasu na takie bzdury jak bicie sie z mlokosem, ktory nie zna swego miejsca.
    Vaire sie tylko temu przygladala w duchu chcac go zamordowac.
    - przestan tyle gledzic. - odrzekla - zmeczona jestem.
    Ponownie znalazla sie w objeciach.
    - zamierzasz leciec? A co z moim koniem?
    - jemu tez wyslalem instrukcje. Bedzie w miescie.
    Ujawnil sie rozkladajac swe dosyc imponujace skrzydla i poszybowal. Minal przy okazji w locie Kazuye smiejac sie z niego. Pamietaj co ci powiedzialem i znikl z oczu dematerializujac sie.

    OdpowiedzUsuń
  48. Wydawac sie moglo, ze dlugo jej nie bylo, ale czas na pograniczu plynal inaczej. Troche obawiala sie tego spotkania z "szefem", bo nie byla pewna co odrzeknie. Czy wogole cos powie.
    Westchnela a zduszony dzwiek slumila koszula Zofiela, do ktorej sie przytulala, gdy ponowny bol przenikal cialo.
    - poloz ja na stole - zakomenderowal Kamael, gdy tylko pojawili sie w polu widzenia a potem zabral sie do pracy - przytrzymaj ja. - dorzucił do towarzysza a potem zaczal ryt.
    Chcialo jej sie wyc z bolu, bo miala wrazenie, ze wrzucono ja do kotla z kwasem.
    - trzymaj! - warknal miedzy spiewaną inkantacją.
    Jeczała i przeklinala wszystko az zachrypla a na koncu zemdlala.
    Po dluzszym czasie bylo po wszystkim.
    - Cassiel, wiem ze jestes odretwiala, ale... musimy porozmawiac. - zaczal.
    Rzucila mu spojrzenie.
    - Zmeczona jestem, spac mi sie chce a najlepiej zostawcie mnie w spokoju.
    - No wiesz... tak dziekujesz za pomoc.
    - to ma byc pomoc? Wielkie dzieki. Troche na nia za pozno.
    Westchnel.
    - ah kobieto. - pokrecil glowa w zadumie. - musisz byc cierpliwa.
    - Nic nie musze. Jestem juz poza obiegiem i moze juz na tym poprzestanmy? Chcialbym wrocić do Was, ale nie gdy on tam jest. Wygral jedna runde. Niech mysli tak nadal. A teraz zejdzmy na ziemie tam teraz i pracuje i mieszkam.
    - Cassiel prosze cie.
    - wystarczy juz. Zapomnijcie o mnie. Ja juz umarlam. - odparla beznamietnie. Skrzydlaci popatrzyli tylko na nia i pokrecili glowa.
    - wez go. Twoja bron.
    Wziela dla swietego spokoju, rzucila ostatnie spojrzenie i "przeniesli" sie na ziemski padol.
    - bedziemy w kontakcie. - wzruszyła na to ramionami zostajac sama w lesie niedaleko miasta. Tam czekal na nia wlasny kon, gdzie zajechali do miasta oddac ziola i wrocili w droge powrotna do domu.

    OdpowiedzUsuń
  49. Czuła dojmujacy smutek, ale po co miala zyc zludzeniami?!
    Moze i dostala "dawke" energii, ale na dlugo jej nie wystarczy i tak obroci sie w pol predzej czy pozniej. Nie bylo sensu dawac sobie nadziei na cos co jest juz nieuchwytne. Eh..
    Skierowała konia w mniej uczeszczany szlak dalej zatopiona w myslach. Nie zauwazyła grupki poscigu az ta znacznie sie przyblizyla. Chciała nawet zejsc z drogi, gdyby nie znajoma twarz.
    Sciagnela wodze i przyspieszyła. Miedzy pogonia a ucieczka byla znaczna roznica w tym ze Kazuyi udalo sie uciec. Mimo to pojechala za nimi w znacznej odleglosci, by sie upewnic ze jest bezpieczny zanim pojedzie dalej. Akurat sie dobrze stalo, bo paru zamierzalo sie na niego zasadzic. Po krotkiej walce i znokautowaniu ich - nie, zabojstwa nie byly potrzebne do niczego - skierowała sie w miejsce gdzie miała nadzieje go zastac. Niepostrzezenie przygladala sie mu w kapieli. Widok byl niezly - juz wczesniej to zauwazyła. Potem zas sie ubral i caly urok minal i szedl w niewiadomym teraz kierunku.
    Miała ochote go lekko sprawdzic, zatem bezszelestnie szla za nim, podeszla blizej i wyciagnela jedenego ze sztyletow i przysunela do gardla ze slowami: - slabo sie pilnujesz Kazuya.

    OdpowiedzUsuń
  50. Odsunela bron od niego.
    Stala skolowana jego nagla czulostka. O rany.
    - mama nie mowila, ze trzeba zawsze sprawdzac czy nikt cie nie sledzi? Mowisz o tym juz po fakcie - delikatnie sie wysuplala z jego objec - aktualnie to pewnie twoi uroczy znajomi zbieraja tylki z podloza - o nie wiesz ty co? Tracisz czujnosc. Juz kilka razy mozna cie bylo zabic i nawet bys tego nie poczuł - zrugala go. Zmruzyla oczy - nikt nie powiedział, ze umieram, ale to prawda, ze calkiem zdrowa nie jestem - wzruszyła ramionami jakby to nie bylo nic waznego - jednak masz racje. Czas na nas a jeszcze jestesmy dosyc blisko miasta.
    Zagwizdała przenikliwie glosno. Po niedlugim czasie oba konie stawily sie na "wezwanie" i teraz probowaly sie jedno przez drugie przepychac miedzy soba by mogla je dotknac. By po rowno bylo, podrapala obu delikatnie po chrapach. - zlecenie juz wykonales?

    OdpowiedzUsuń
  51. - czy ja wiem?! - zauwazyła enigmatycznie wsiadajac na wlasnego. Tylko wczesniej przypiala swoj "relikt' przeszlosci by nie spadl i ruszyli do kolejnego postoju tym razem na skraju lasu.
    Obchodzila konia gdy jego ciezar na nia wpadl.
    Syknela cicho potem zagapila w jego oczy.
    - hmmm. nie zeby mi nie bylo przyjemnie ale jestes ciezki - mruknela uprzejmnie nie zwracajac uwagi na jego purpurowa twarz. Probowali sie wysuplac, jednak mimo wysilkow - i zmiany pozycji, gdzie byla na gorze - jeszcze bardziej sie "zaplatali". Wpadla nosem w poblize jego szyi. - oh wybacz. - chciała sie odchylic nieznacznie by troche przestrzeni dac, gdy poczuła slaby pocalunek na wlasnych ustach. Keko zastygla.

    OdpowiedzUsuń
  52. Już od kilku dni przebywał w Asanthei i się dziwił, że jest tutaj tak spokojnie. Ludzie, których widział może nie byli zbytnio weseli, lecz wyglądali na w miarę pogodzonych się ze swoim losem.
    - Jak mieszkańcy znoszą te wszystkie udręki, które sprawia im władczyni? A może im to nie przeszkadza, już się do tego przyzwyczaili? - zastanawiał się. Jego zdziwienie i pytania znikły, gdy przechadzał się pewnego dnia po mieście. Gdy spytał się co się stało jednego z kupców, ten mu odpowiedział, że władczyni wydała kolejną ustawę nakładającą podatki. Miarka się przebrała. Różni ludzie zaczęli wychodzić na ulice i nawoływać do buntu. Straż cesarska wszystko umiejętnie tłumiła, zabijała i więziła ludzi. Trwało to kilka dni, aż do dzisiaj. Ludziom w końcu udało się zebrać i wywołać bunt. Całkiem spora gromada ludzi ruszyła pod Karmazynowy Pałac. Cassian ciekawy co się wydarzy ruszył za nimi. Gdy doszli pod bramy pałacu, zorientował się, że stoi teraz niemal na samym przodzie tłumu. W końcu wyszedł do nich jakiś żołnierz i uzbrojona straż. Gdy mężczyzna, który stał koło niego, krzyknął coś do przedstawiciela cesarzowej, nie miał dobrych przeczuć, co się zaraz sprawdziło. Żołnierz wyciągnął przeciw nim broń. Na początku znów zapanowała martwa cisza. Cass przyglądał się uważnie strażnikowi z dwoma mieczami. W końcu widząc strach w oczach ludzi sam się odezwał chociaż nie był mieszkańcem tego miasta.
    - Nie możesz ich zaatakować! - krzyknął. - Są niewinni, nic wam nie zrobili. I tak już wyrządziliście im wiele złego. Wysłuchajcie ich głosu, przychylcie się im prośbom.
    Tłum zawtórował po nim. Mężczyzna, koło niego znowu zaczął coś krzyczeć. Czekał na reakcję strażników. Po ich minach wnioskował, że może być nieciekawie, więc zaczął powoli zbierać w sobie moc medalionu.

    OdpowiedzUsuń
  53. Westchnela. Wyobrazeniu miala chwile ich razem w zupelnie innej sytuacji, jednak i tak "warsztat" to mial dobry. Co mogla zrobic? To tylko pocalunek byl i sie skonczyl ku jej malemu rozczarowaniu. No ale popracujemy jeszcze nad tym.
    Zakaszlala.
    - nic sie nie stalo przeciez - zauwazyla oblizujac spierzchniete wargi. - bylo dosyc przyjemnie, ale trzeba rozbic oboz na noc. Dobrze, ze bylo ciemno, bo nie widzial jej usmiechu ciskajacego sie na twarzy. Slodki.

    OdpowiedzUsuń
  54. Jakos udalo sie im obu pozbierac z podloza. Zebrali sie wiec, wrocili do koni i przeszli kawalek drogi docierajac do zaslonietej gesto krzewami przytulnej mini polanki. Podczas, gdy zajmowala sie konmi, Kazu zajmowal sie namiotem. Doobra, nie to miala na mysli mowiac o rozbijaniu obozu. Wystarczyly by przygotwac ogien i poslania przygotowac, ale on mial inny pomysl i jakos mu nie szlo. Poczatkowo udawala, ze nie widzi tego co robi, ale juz nie mogla dluzej. Parsknela smiechem.
    - Wybacz, ale to taki pocieszny widok a ty wygladasz jak owijana makrela. - pokrecila glowa - po co wyciagales ten namiot. Za pare godzin ruszamy w dalsza droge przeciez a robienie namiotu to strata czasu. - dalej chichotela odkladajac siodlo z wierzchowca Kazu nieopodal - no dobrze pomoge ci juz. Ale pokajac je z powrotem - zapowiedziala podchodzac blizej i przyklekajac aby pomoc mu wysuplaniu sie ze swego kokonu. Po krotkiej chwili byl juz wolny.
    - wiesz co? Lepiej ja tu przygotuje nam poslania. Padac raczej nie powinno, ale ze chlodno to chociaz ogien rozpal. Masz kubke i krzesiwo? - zapytała pomagajac spakowac namiot z powrotem.

    OdpowiedzUsuń
  55. - Drobiazg - dalej chichotała - zapamietam twoja mine. Szkoda, zes jej nie widzial, gdy probowales sie wyswobodzic - wyszczerzyla sie - no a jak. W koncu jeden z lepszych - puscila mu oko.
    Zostala sama, ale nie za dlugo. Nie mniej zdazyla sie uporac z poslaniem zanim wrocil a gdy to zrobil i zajal sie ogniem podeszla do toreb, aby wyjac suszone paski miesiwa. Nie bylo tego duzo, bo sama tykala inne "jedzenie" i podala mu jeden z nich, gdy juz zasiedli przy ogniu i zaczeli dumac.
    - no coz. Tak to bywa, prawda? - zauwazyla. W sumie nie byla pewna co dalej. Bedzie jej smutno, no ale pewnie i ona sama zwinie swoj niewielki dobytek i pojedzie dalej - co zamierzasz zrobic pozniej, jak juz zdasz "raport"?

    OdpowiedzUsuń
  56. Usmiechnela sie.
    - oj no wez sie rozchmurz. Wygladasz jakby ci sie nie usmiechalo kolejne zadanie. W koncu platne - uniosla brew do gory. - ja migruje, wiec na dobra sprawe mozemy sie spotkac gdzies tam daleko w swiecie. Juz i tak mnie ledwo toleruja ci wiesniacy. - westchnela przezuwajac kes miesa.
    Spogladala na niego ukradkiem w tamtej chwili i podczas ataku. Zmarszczyla brwi a potem westchnela dzwigajac sie z podloza i podeszla do niego.
    - wiem, ze to w sumie nie moja sprawa, ale powiesz mi o co chodzi? Pomoglalabym ziolami wiedzac w czym rzecz. - dotknela jego ramienia.

    OdpowiedzUsuń
  57. Westchnela dosyc glosno.
    - zaraz dolacze do grona chetnych. Gadaj mi tu w tej chwili, inaczej sam sie zabijesz i bedzie po problemie.
    Uniosla brew do gory.
    - pomogly, ale na krotko a z tego co widze to to wraca i nie jest wazne co zazywasz by sobie na krotko, na KROTKO - chwycila jego policzek by odwrocic w swoja strone i popatrzec mu w oczy - ten stan trwa juz bardzo dlugo prawda. Wypierasz go, to, cokolwiek jest ale za jaka cene? W tym stanie to sam umrzesz i nie bedzie mialo znaczenia kto cie zabieje lub kiedy. Zatem prosze cie, powiedz mi. - poglaskala chlodna dlonia skore - jesli martwisz sie, ze sciagniesz na mnie swoj problem to juz nie bedzie twoja sprawa. Nad konsekwencjami pomyslimy pozniej, ale dosyc biadolenia. Co wybierasz?

    OdpowiedzUsuń
  58. Pokiwala glowa.
    - yhmm. Ten najwyrazniej cie lubi. Coz... patrzac na to czym sie trudnisz to nie jest niczym niezwyklym. Westchnela w duchu.
    - widze ze symcioza nie jest dla ciebie zdrowa. Moge dac ci nastepna dawke ziol, ale nie mam wszystkich pod rekach zatem efekt bylby ubozszy. Albo - mruknela patrzac na niego w zamysleniu - mozna to spozytkowac w inny sposob. - przygladala mu sie uwazniej. Przysiadła na pietach. - Mysle, ze mozemy sobie pomoc w jakis sposob. Jestem glodna Kazuya. Do zycia potrzebuje energii pobieranej z samej istoty zywego organizmu a ludzkie jedzenie mi tego nie dostarcza. W odpowiedzi na jedno z twoich pytan, ktore wczesniej padlo - nie, nie jestem z tego swiata. To zeslanie, ktore niestety - skrzywila sie - nie jest dla mnie zdrowe i chociaz "pomogli" mi na troche starzy znajomi to nie wystarczy na dlugo. Mowie ci to, zbys znal zagrozenie jakbym sie podczepila do twej energii. Oczywiscie to bedzie tylko i wylacznie twoja dycyzja.

    OdpowiedzUsuń
  59. Przygladala mu sie uwazniej. Pewnie czul sie przez to dziwnie, ale wolala byc pewna, ze jest pewny wlasnej decyzji.W krytycznych momentach po prostu brala, ale czuła sie przez to fatalnie psychicznie. Zakrwawalo to czasem na "gwalt" [xDD].
    Kiwnela glowa a potem uniosla sie potem by zmienic pozycje i usiasc na kolanach robiac za poduszke pod glowa
    - poloz mi glowe na kolanach - zakomenderowala - pierwszy raz bywa dziwny. Staraj sie rozluznic i oddychac spokojne. Mozesz poczuc pieczenie, oszolomienie lub lekki bol. Jednak w porownaniu to obecnego to pewnie pikus - usmiechnela sie dodajac mu otuchy - zamknij oczy.
    Przylozyła mu dlonie do czola po bokach, by zainicjowac poloczenie wyrownujac wlasnych oddech do jego.
    A potem sie zaczelo. Ostroznie, bo prawie, ze ja wciagnelo a i musiala "pokonac" przeciwnika, ktory za chiny ludowe nie chcial odpuscic. "Walczyl", ale po dluzszej chwili okraszonej wlasnym potem ulegl w koncu i mogla sie "najesc".

    OdpowiedzUsuń
  60. Poczatkowo zrobilo jej sie niedobrze po tej dawce ciemnej energii, ale powoli zaczela ja filtrowac mimowolnie glaskajac policzki mezczyzny. W pewnej chwili sie przestraszyla, bo myslala ze przesadzila, gdy odplynal, ale w sumie na kozysc "poszkodowanego", bo przeplyw stal sie plynniejszy az po dluzszej chwili przerwala. Ogarnelo ja zmeczenie i lekkie oszolomienie, ale zanim sama sie polozyla, wpierw zakrzatnela sie kolo nieprzytomnego. Musial miec cieplo. Przywoloala konie i nakazala im przysiasc i "pilnowac" obozowiska, potem zabrala wszelakie materialy aby go opatulic, wrazie czego, gdyby dostal dreszczy i nastepnie zataczajac sie jakby sie upila, pozbierala chrustu dorzucajac do ognia. Miala wrazenie, ze zrobilo sie jakby zimniej. Sprawdzila jeszcze stan Kazu, by samej sie polozyc tuz obok i "ogrzewac" z drugiej strony, zatem byla miedzy nim a ogniem. Korzysci byly z kazdej strony. W koncu sama przysnela przytulona do jego boku. Az nastal poranek.

    OdpowiedzUsuń
  61. Mocno zasnela, ze nawet stado rozpedzonych wolow by jej nie obudzilo. Jednak tak czasem miala, gdy energie trawila i magazynowala na potem.
    Nie byla pewna jak dlugo spala, gdyby nie "pobudka" ze strony wlasnego lekko zniecierpliwego ogiera domagajacego sie swojej dawki pieszczot. Probowala sie odpedzic przewracajac na drugi bok ale nie dawal za wygrana.
    - no wstaje juz. - wyjeczala ziewajac i otiwrajac oczy. Potem sie przesunela i usiadla.
    Ogier parsknal. - zaraz ci dam glodomorze. - Dzwignela sie na nogi i dalej przecierajac oczy podeszla do torby a kon za nia, jakby sie bal, ze mu nie da. Wzniosla oczy do gory, potem zaczela szukac i dala przysmak. Rozejrzala sie przy okazji i chyba udawal, ze nie widzi tego przedstawienia.
    - hej! - zagdnela - juz na nogach? Powinnes jeszcze lezec, ale znajac twoj tryb dnia to chyba proszenie o niewykonalne - puscila oko.

    OdpowiedzUsuń
  62. - i nie poczekal - pokazala mu jezyk - zapamietam to. - zasmiala sie podchodzac blizej i usiadla by i samej cos przegryzc.
    Chwile trwalo, gdy przywrocili to miejsce do stane przed ich pobytem. Sprawdzila torby, czy wszystko zapiela nim przytroczyla do grzbietu konia.
    - Moze, ale nie powiedzialabym tu o jakims uzaleznieniu. Potrzebuje do zycia jak ty powietrza. Niestety, ziemskie powietrze jest dla mnie zbyt rozrzedzone i dlatego potrzebny mi substytut. Nie mniej nie jestem zachlanna. Podroz do domu jest dla mnie niestety zamknieta. Niemniej sa tego pewne plus - mi ograniczen w pwien sposob i zemnie zdjeto ograniczenia. Tylko to cialo troche nie wygodne. Ale ja tu gadam o sobie a jak ty sie czujesz? Bole glowy i mrowienie to normalny stan i z czasem przestanie byc uziazliwy. Jednak cien na jakis czas bedzie prawie niewyczuwalny i przygaszony wiec nie bedzie klopotliwy.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Nie az tak dziwne. Twoja aure zostawilam nienaruszona. Tak naprawde to zemdlales z samego wyniku walki z cieniem na poziomie umyslu [taaa od takiej gadki mozna by ja posadzic o uprawianie czarow xD]. To od Cienia bralam najwiecej, bo sie chyba troch rozchocil. - usmiechnela sie wsiadajac na konia i dalej rozprawiajac juz w czasie podrozy powrotnej. - Oczywiscie kazdy jest troche inny i kazdy odczuwa to inaczej. Lepiej by bylo, gdyby nasze drogi sie rozeszly w wiosce i kazdy by pojechal we wlasna strone. Nie zrozum mnie zle... nie mniej nie jest dobra brac od tego samego ochotnika. Nie tyle co uzaleznia, ale moglbys nie przezyc gdybym stale od ciebie brala. - usmiechnela sie - nie mniej to mile, ze oferujesz mi dach nad glowa. Czesto pozdrozuje i w sumie troche sie zastalam w tej zapadlej dziurze.

    OdpowiedzUsuń
  64. - a coz to? Czyzbym slyszala rozczarownie?
    Usmiechnela sie do siebie.
    - Kazdy smakuje inaczej, ale nie wybrzydzam - potem zamilkla i tak juz w milczeniu echali jakis czas. Byli blisko, bo widziala znajome kąty.
    - przez tak dlugi czas swietnie sobie radziles. Myslisz, ze rzeczywiscie potrzebujesz pomocy? - spojrzała na niego ukradkiem.

    OdpowiedzUsuń
  65. - moze... jakby nie potrzec, to wciaz nieproszony "przyjaciel" - zauwazyla - hmm, nigdy nie byla moja. Mieszkam tam, gdzie nogi ponosa a oni pomogli na swoj ograniczony sposob. Nie mniej to i tak niedlugo pojade dalej.
    Kon parsknal, jakby wyczuł towarzystwo.
    Potem zostali otoczeni. Spojrzala na przybyszow. Nawet miala zamiar zaprotestowac. Wcale nie romansowali. Oddala calusa nawet nie myslac o nim.
    - DBAJ O SIEBIE!! - krzyknela na odchodne. Spojrzala po nich raz a potem skierowala konia dalej.

    OdpowiedzUsuń
  66. Gdy wrocila , podziekowala sasiadowi za pomoc, po czym odszedl do swoich spraw a sama zajela sie codziennoscia. Dni mijaly monotonia w samej wiosce, ale jej dosyc szybko lecialy. Pakowala sie - niewiele tego bylo, ale musiala sie zastanawic co wziac a co zostawic. Pod koniec tygodnia byla gotowa, miala wyruszyc kolejnego dnia z samego rana, gdyby nie... najazd poznym wieczorem.
    Do jej chatki jeszcze nie dotarli, ale nie czekala na rozwoj sytuacji. Zgarnela przygotowane torby i wraz z nimi wybiegla z domu i zostawila przed kurnikiem obracajac tak ze dwa razy az w koncu przyprowadzila konia i zakrzatnela sie przy nim w pospiechu. Coraz blizej slyszla halas. Zblizali sie a krzyki i blagania znaczyly droge. Odruchowo by pomogla, ale... nic by nie zdziala a takim osobnika tylko jedno w glowie.
    W koncu wszystko juz miala wsiadla na konia i ruszyla ostrym klusem. Pragnela zniknac niezauwazona. Miała nadzieje, ze sie uda, gdyby nie to, ze zauwazono uciekajaca postac. Dwoje z nich odzielilo sie od grupy i ruszylo w poscig. Ponaglila konia do jeszcze szybszego biegu, ale i tak slyszala tenten za soba. Po dluzszym biegu w pewnej chwili miala wrazenie, ze zmylila poscig, ale zagonili ja z kola. Niechetnie wyciagnela bron. Po krotkiej potyczce, powaleni, jeczeli na ziemi, podczas, gdy sama, ranna (bo dostalo jej sie przy okazji), byla juz daleko od tego miejsca. Zmeczona i zakrwawiona puscila konia w wolnym biegu w kierunku troche nieznanym, gdyz zemdlala.

    OdpowiedzUsuń
  67. Musiała chyba spac z konia po szalenczej jezdzie i uderzyc sie w glowe, bo nie bardzo pamietala co sie dzialo dalej. Nastepnego ranka byla lekko rozkojarzona i obolala. Gdy otwierala oczy i sie rozejrzala po komnacie, miala wrazenie, ze ja znaleziono i wcisnieto do celi jako wiezien. Jednak nie... byla w jakies komnacie w czyims zamku. Trzeba bylo zobaczyc do kogo ow nalezal.
    Steknela probujac sie ruszyc z miejsca i odkryla bandaze. Odchylila pierzyne - przebrali ja. Po materiale stwierdzila, ze sukno bylo najlepszej jakosci. Zmarszczyla brwi. Zadumana ponawiajac probe wstania. Jeczac i marudzac w koncu sie udalo wstac i teraz przytrzymywala sie stolika.
    Zakrecilo jej sie w glowie. Miala nawet ochote powrocic do lozka, gdy zapukano do drzwi.
    - wejsc!.

    OdpowiedzUsuń
  68. - pseplasam tatusiu - mruknela, gdt tylko go ujrzala w drzwiach - nogi mnie niosa nie zwracajac uwagi na reszte ciala i no - zarumieniona spojrzala w bok - musze siku - chrzaknela siadajac na brzegu lozka - poprosze nocnik lub cos w tym stylu...
    - oczywiscie kogos zawolam - odparl medyk zostawiajac lekki na komodzie. Potem wyszedl na chwile zostawiajac ich samym. Zrobilo sie troche nie recznie.
    - mowisz, ze w dobrych, czyli u kogo konkretnie? - siegnela po koc by okryc nogi zanim medyk wroci ze sluzba - moje rzeczy?

    OdpowiedzUsuń
  69. Pokiwala glowa.
    - i tak mi to nic nie mowi.
    Spojrzała na niego chwile probujac sie nie wiercic, bo miala parcie a medyk sie zawieruszyl niewadomo gdzie. Jeszcze troche to wezmie po prostu miske z woda i bedzie po sprawie.
    - pewnie nadaja sie juz tylko do spalenia - westchnela spojrzała przelotnie na tamto miejsce - jestem ranna ale pamiec jeszcze mam - przekrecila oczami - zaatakowano wioske. Obawiam sie, ze wszystkich wybioto. Prawie, ze udalo mi sie przemknac niezauwazenie, no ale jak widac na marzeniach sie skonczylo.
    O rany.. i gdzie ten czlowiek... - zaczela sie wiercic.

    OdpowiedzUsuń
  70. - taa - burknela - nie mialam wyboru. Albo ja albo oni. - stwierdzila wiercac sie jeszcze bardziej. Dla zabicia czasu gapila sie w koc.
    - jak zauwazyles ledwo sie na nogach trzymam. Nie mam jak. - zrobila mine naburmuszonej dziewczynki - nareszcie - mruknela wzdychajac gdy w koncu przyszla sluzka.
    - panie, musze cie prosic o opuszczenia na chwile komnaty - zwrocila sie do niego dygajac. - pani prosila byscie do niej przyszli, bo ma cos waznego do powiedzenia i koniecznie chciala was widziec.

    OdpowiedzUsuń
  71. No w koncu wszyscy poszli. Dlugo trzymala na ale nie umiala tak zalatwiac potrzeb fizjologicznych przy towarzystwie a tak przy malej pomocy w koncu jej ulzylo. Wrocila potem do lozka. nie chciala spac, ale tak jakos zasnela i obudzil ja dopiero stukot stawianej na stoliku tacy z jedzeniem.
    - oj przepraszam, obudzilam cie pani?
    Ziewnela zaslanajac usta dlonia.
    - nic sie nie stalo. Widze, ze juz pora na posilek. Podaj te tace do lozka. Po co ma stygnac
    - oczywiscie.
    - i poprosze jakas suknie. Chcialabym wstac a paradowac w samej koszuli nie wypada.
    - ale medyk zakazal jeszcze w-wstawac - zajaknela sie lekko widzac jej spojrzenie.
    - nic mi nie jest. To tylko lekkie rany byly - odparla - poprosze o ubranie - powtorzyla ostrzej - ale najpierw zjem a jesli cie to w jakis sposob uspokoi to zapytaj sie medyka czy mozesz.
    - siegnela po tace z jedzeniem. Czula sie glodna. Chociaz udawala, ze rana byla plytka to tak naprawde byla glebsza . Jednak zanim dotarla do tego zamku zdazyla automatycznie uleczyc najglebsze obrazenia kosztem zgromadzonej energi.

    OdpowiedzUsuń
  72. Popatrzyla na niego bykiem
    - nikt nie nauczyl cie pukac? Widze, zes sie tu calkiem zadomowil - zrobila mine. - pewnie nigdzie, ale wypadalo by sie ubrac a nie chodzic w tym stroju w chlodzie.
    Dokonczyla do konca posilek.
    - Widze, ze nowe zadanie niedokonca jest tym czym marzysz.Gdzie w ogole jestesmy?

    OdpowiedzUsuń
  73. [duzo zes napisal ^^]

    - taaa - mruknela - czy to nie jest przypadkiem ten co... - spojrzala na niego wymownie a potem na drzwi - no i przy okazji dostales kolejna fuche. Bedziesz mnie nianczyc. Tylko niestety nie platne zajecie - wyszczerzyla sie popijajac ostroznie goraca ciecz.
    - wejsc!.
    Przez lekko uchylone drzwi wyjrzał medyk a za nia prawie podskakiwala sluzaca.
    - widze, ze lepiej sie czujecie, Sluzaca zapowiedzila, ze chcecie sie ubrac, ale ja mam obawy - zauwazyl wchodzac do srodka. - sprawdze jak sie rany goja. - zakomenderowal ze ma sie polozyc i rozchylic koszule. Zrobila to niechetnie w sumie. Sama widziala jak "rany" teraz wygladaja. Kolejne blizny do kolekcji. Westchnela zmuszajac sie do bezruchu i ignorujac zaskoczone okrzyki mezczyzny.
    Pewnie sie glowil teraz co sie stalo.
    Troche nie bardzo wiedziala co powiedziec. Unikala spojrzen tej parki az napotkala wzrok Kazu.
    - pomoz - powiedziala bezglosnie.

    OdpowiedzUsuń
  74. Siegnela po posciel by okryc miejsca odkryte robiac przy tym, jej zdaniem, mine wyrazajaca zaskoczenie i skrepowanie. W duchu jednak miala ubaw z miny biedaka, ktory chcial cos powiedziec a nie dane mu bylo.
    - dzieki, ale i tak beda sie nad tym glowic - westchnela ciezko. - Z ciekawoscia nigdy dobrze nie jest. Oby nie pomysleli, ze zajmuje sie czarami. - westchnela - cos musze zrobic z wlasnymi wlosami. - mruknela roztargniona zabierajac je na jedna strone i przeczesujac je palcami - za bardzo sie wyrozniam. Brakuje jeszcze mi do szczescia specjalnej uwagi. - wydela usta. - doobra trzeba by sie bylo ubrac. - odgarnela posciel na bok stawiajac stopy na lodowata posadzke az miala odruch powrotny do cieplutkiego lozka. - brr jak zimno. - potruchtala i podeszla do zostawionych rzeczy. W sumie zawsze wolala proste. Te, ktore przyniesiono mialy wiecej wiazan niz chyba uzda w oglowie. Musiała miec pocieszna mine, gdy uslyszala stlumiony smiech.
    - no co! za duzo tu tego. Mozna sie zaplatac. - popatrzyla na niego wilkiem a potem przez usta przemknal chytru usmieszek. - no ale widze, ze takie suknie to dla ciebie nic nowego. Zatem pomozesz mi je ubrac - zatrzepotala rzesami.

    OdpowiedzUsuń
  75. - Przykro mi, ale gora cie nie wyslucha. Maja co innego na glowie by zwracac uwage maluczkich ludzikow. - pokazala jezyk. - zatem jestes na siebie samego skazany. Twoj strozujacy mial co robic z toba w swoim czasie - baknela nie zwracajac uwagi, czy patrzy czy nie tylko sciagnela z siebie koszule jak gdyby nigdy nic.
    - nie mam rak z tylu a to cos to chyba tyl jest - wskazala na zapiecia w materiale. Jednak zanim zalozyla, to wpierw narzucila wew., polprzezroczysta koszule a potem podeszla blizej
    - to wiec jak?! wspomozesz ? - zrobila niewinna mine spogladajac na niego uwaznie. Nie ogladajac sie nigdzie wiecej siegnela po suknie. Tylko, ze lepiej bylo sie patrzec na rzeczony material niz gdzie indziej bo sie potknela o ... wystajaca noge stolka i wpadla na niego. Znowu.

    OdpowiedzUsuń
  76. Syknela i z bolu w "ranach" i obicia.
    - oh... - sama sie zarumienila, gdy wyladowala na nim. - mialam miekkie ladowanie. - zauwazyla zarumieniona - a tobie nic nie jest? Chyba sie uderzyles w cos przy okazji. Daj zobacze... - dodala ignorujac dlonie w pewnym miejscu. Uniosla sie troche wyzej, zatem wlasny biust byl w linii jego ust, ale nie zwazala na to i siegnela dlonie ku jego szyi. Zeby go nie przydusic przelozyla noge na srodek jego nog i i tam lekko "przyciskala.
    - aj.. chyba nabilam ci darmowego siniaka. Ah niezdara ze mnie no.

    OdpowiedzUsuń
  77. Przesunela noge troche wyzej ocierajac i nadal sprawdzajac gdy im przeszkodzono.
    No tak. Ktos sie tu stesknil. Zerknela na niego ukradkiem, baknawszy cos w stylu nic sie takiego nie stalo, nim w koncu "odpuscila" noge a sama troche nieporadnie sie zebrala z podloza.
    - no coz. Poza siniakiem raczej nic wiecej nie wyczułam, zatem do wesela sie zagoi - poprawila halke a potem narzucila zewnatrzna czesc nie patrzac na widowisko. Potem wyszli a ona borykala sie z zapieciami az jej sie zakrecilo w glowie i musiala przysiasc na lozku.

    OdpowiedzUsuń
  78. Poszla spac. W sumie zamierzała, ale ledwo polozyła glowe na poduszkach a juz zrobilo sie goraco w otoczeniu. Nie była pewna o co chodzi. Zatem wygramolila sie z lozka i wyszla z komnaty. Ludzie biegali w te i wewte robiac halas i przekrzykujac sie. Zatrzymała na chwile jednego ze straznikow by zapytac co sie dzieje i gdzie sie wszyscy tak spiesza. Zaczal opowiadac chaotycznie, jednak zdazyla cos z tego belkotu zrozumiec, potem poszedl w swoja strone a ona cofnela sie do wnetrza komnaty.
    W sumie bylo jej obojetne co sie stanie z tym domostwem, ale byl tu Kazu. Chcac nie chcac musiała zostac i pomoc w walce i obojetne bylo w jakim jest aktualnie stanie. Obrała sie odpowiednio do walki, chwycyciła za miecz i wybiegla z komnaty zbiegajac niekobieco po kilka stopni w dol az znalazla sie na dziedzincu. Jeszcze nie dotarli do srodka, ale byli juz pod bramami.
    Tyle, ze wypatrywala Kazu, ktory sie gdzies zawieruszyl. Cholera go. Poszla go poszukac ignorujac innych az w koncu go znalazla.
    - PADNIJ!! - krzyknela blyskawicznie wyjmujac sztylet, ktorego pchnela w przeciwnika, gdy sie zamiarkowal do zadania ciosu. Padł pewnie sie zastanawiajac skad to zelastwo ma w piersi podczas gdy Vaire dobiegla w koncu do niego.
    - co ty sobie wyobrazasz co?! trzeba miec oczy wokkol glowy. Wez tych z prawej - smignela mieczem po swej lewej, gdy zaczeli zacieklej atakowac. Rozdzielili sie.
    Czas plynal i zwyciestwa jak nie widac bylo tak nie bylo konca. Czuła zmeczenie a i bok zaczal bolec. Po kolejnej wygranej schowala sie na chwile za filarem by odsapnac na moment. Jednoczesnie przygladala sie obronca. A potem zamarła.
    Nie... na ognie piekielne NIE!!
    Ruszyła biegiem, pare razy sie potykajac, i w ostatniej chwili zdazyla przejmujac zadawany cios (śmiertelny mial byc) na siebie. Oboje runeli na glebe ale adazyla jeszcze pchnac na oslep.
    Dyszała opierajac rece miedzy jego glowa.
    - zd...dazylam. - usmiechnela sie ignorujac odglos skapywanej krwi leca i brudzacej juz i tak brudna tunike - Kazu.. - usmiechnela sie mrugajac by wyostrzyc wzrok, ale miala juz latajace plamki przed oczami.

    OdpowiedzUsuń
  79. Wbrew znaczej utraty krwi slyszała co sie dzialo w otoczeniu ale odplywala. Gdzie ja teraz trafie? Zaswiaty byly juz zamkniete chyba a podzimie? Miała ochote rozetrzec ramiona z ciarek.
    Zamrugala po raz kolejny unoszac dlon do jego twarzy, ale byla jak z olowiu a potem odplynela jakby juz byla jedna noga w grobie.
    Probowali walczyc o jej styrane cialo, ale to byla z gory przegrana walka. Nie byli w stanie za bardzo pomoc. Rana byla gleboka uszkadzajac pare narzadow, gdzie i tak stracila sporo krwi. Nawet jesli to nie byla bron Niebian i w sumie nie powinna zaszkodzic, tyle ze zbyt dlugo przebywala juz na ziemi.
    Juz tylko powrot moglby cos zdzialac, ale nie miala jak tam dotrzec.
    Jeszcze odychała, ale dosyc plytko i przerywanie.

    OdpowiedzUsuń
  80. Sluzaca podeszla do niego mimo protestow ze strone tego ostatniego.
    - usiadzcie chociaz. Jestescie lewdo zywi - wciela pod ramie i zmusila do siadu do podstawionego wczesniej krzeselka.
    - napijcie sie. To was wzmocni. - podala mu puchar z bursztynowym plynem a sama wrocila do stolu, by podawac narzedzia. Po dobrej godzinie ciezkiej pracy i latania wcale nie bylo powiedziane, ze dalo to jakis efekt. Sami byli tez zmeczeni. Mieli nadzieje ze ich zabiegi cos przyniosly dobrego, ale nagle oddech sie splycil.
    - musimy czekac. Nic juz nie jestesmy wstanie zrobic a obawiam sie, ze kolejne proby za wiele nie dadza - zauwazyl troche skrepowany. - Kazuya dziekujemy za obrone. Moze przejdziesz do siebie by odpoczac? Siedzenie tu raczej nie pomoze ci w jakims s-stopniu - zajaknal sie przy ostatnim slowie zmieszany wplywem jego spojrzenia. - ale to wolny wyobor.

    OdpowiedzUsuń
  81. - zatem dobrze - kiwnal glowa. - zastawimy cie a jakby co sie mialo dziac to zawolaj nas przez sluzbe. My pojdziemy teraz zobaczyc co zreszta ludzi.
    Tym slowem zabral swoje rzeczy i ich zostawil.
    Jakis czas pozniej zaczelo sie swietowanie bo wydano obfita i glosna uczte. Rose przyszla zobaczyc jak sie sprawy mialy i nawet probowala Kazu wyciagnac i go troche rozerwac ale wysilki spelzly na niczym. Wzdychajac zostawila go wiec tam gdzie byl i wrocila do sali biesiadnej i reszty gosci.
    Czas plynal nieublaganie - biesiada i tance powoli sie konczyly i wszyscy, oprocz straznikow na murach, szli juz spac. Zamek powoli pograzal sie w ciszy a wokol niego zaczela gromadzic sie mgla. W tej tez mgle szla pewna tajemnicza postac, przygarbiona i ubrana w lachmany, przez nikogo niezauwazona. Kierowała sie w kierunku zamku, przechodzac przez bramy jakgdyby nigny nic, podworzec a potem po korytarzach do sali gdzie oboje przebywali. Wokol niej rozchodzil sie blizej nieokreslony zapach, ale nie byl on okropny czy duszacy. Trudno okreslic.
    Podeszla do leza az stanela blizej. Wyciagnela przed soba sekata, stara reke i przylozyla do czola mamroczac cos pod nosem. Poczatkowo nic sie nie dzialo az raptem zaczela sie wydobywac poswiata od nich obu.

    OdpowiedzUsuń
  82. [wybacz jeśli popsułem plany, ale trochę mi nie szło pisanie w tak dużym tłumie :p]

    - Wasze prawa są zbyt surowe! - rzekł, patrząc się na połyskujący miecz. - Nie możecie tak traktować ludzi! - zakrzyknął, gdy nagle niespodziewanie z nieba niczym czarny piorun otoczony szarym dymem spadła między nim a głównym dowodzącym jakaś magiczna istota, która z wyglądu przypominała mężczyznę z ogoloną głową w ciemnych szatach. Człowiek ów popatrzył się najpierw groźnie i powoli na Cassiana a za chwilę na strażnika. Tłum milczał, pewnie był równie zszokowany co on. Nagle istota z nieba złapała ich gwałtownie za ręce i rzekła szeptem. - Pójdziecie ze mną! - po czym, sprawiła, że wszyscy troje zniknęli z placu i przenieśli się w inne miejsce, pozostawiając za sobą wiele pytań.

    OdpowiedzUsuń
  83. Osobnik przytrzymal jego reke nim ja strzepnal.
    - dobrze, ze reaguje. Inaczej na pomoc bylo by za pozno. - powiedziała bardziej w umysle niz na glos tonem jakby ten nic nie powiedział - jednak i z tym to nie wiadomo. - dziecino zrob przysluge starej kobiety i napelnij mise ze zrodlana woda. Pospiesz sie z laski swojej - polecila lagodnie ale i bez dyskusji. Potem zas odwrocila sie plecami przechodzac na srodek leza i zaczela odkrywac z niej posciel, potem koszule a na koncu i przesiakniete krwia bandaze mamroczac przy tym pod nosem jakies frazy.
    - tsk... kiepsko to wyglada. Do rany weszlo zakazenie - wymruczala - no jestes juz. Poloz mise tuz obok prawej strony. Nie mamy duzo czasu a i moj czas jest ograniczony.

    OdpowiedzUsuń
  84. Czas jakby sie zatrzymal, ale i miala sie wrazenie, ze przyspieszal. Kobiecina robila dalej swoje. Była jednak zmeczona.
    Westchnela.
    - no dalej Cas. Wiem, ze chcesz sie zemscic - wyciagnela bron ostateczna jakby chcac ja pchnac do dzialania - ale jak znikniesz oddasz mu zwyciestwo. - mruczała dalej pod nosem.
    Glaskala policzek scierajac opadła uroniona lze.
    - Mlodziencze, wydajesz sie byc przybity. - odwrocila sie by na niego spojrzec jednoczesnie oddchylajac z glowy kaptur. Widok byl pewnie dziwny. Staruszka ledwo trzymjaca sie na nogach, ale operujaca z taka krzepa jakby rzeczywistosc byla inna - Mowila ci, ze twoj strozujacy mial co robic... - usmiechnela sie szeroko - coz chyba warto bylo. Wydaje mi sie albo i nie ale podoba ci sie prawda? Co bylbys w stanie dla niej zrobic?

    OdpowiedzUsuń
  85. Pokiwala glowa.
    - Kazdy adamita ma swego "duchowego straznika". Wiem, ze to trudne i malo zrozumiale. Wasze spotkanie bylo z gory ustawione. Moze odbylo sie to troche wczesniej niz mialo byc. Nadal sie nie domyslasz o kim mowie? - popatrzyla na niego znaczaco i tak przenikliwie, ze az dziwne ze sie gdzies nie schowal.
    - bliska powiadasz? Tak bliska, ze moglbys oddac zycie dla osoby, ktorej sie nie zna? - uniosla brew - masz wiele istnien na sumieniu. Poswiecilbys sie? Albo tez zaniechal jakiegos zadanka?
    Zamilkla czekajac na odpowiedz.

    OdpowiedzUsuń
  86. Ani nie potwierdzila ani nie zaprzeczyla.
    - my zyjemy dlugo. Nie znasz dnia ani godziny. Jednakze, przywolani do naszego swiata, nie maja takiej wiedzy. Ona ci i tak by o tym nie powiedziała.
    Zasmiala sie serdecznie.
    - a tys myslal, ze udalo ci sie przezyc tylko dzieki swemu sprytowi i szczesciu? - chichotala dalej. Nawet jesli czas ku temu byl nie odpowiedni, mimo wszystko starucha byla w dobrym nastroju.
    - dosyc odwazne stwierdzenie - patrzyla z namyslem i kolejny juz raz bardzo dlugo. - No niczego sobie i dobrze zbudowany. No trzeba wybrac, ze dobry wybor. - przymknela oczy a potem w mniej niz sekundzie przeniosla cala trojke na polane w glebi lasu. Nadal nic nie wspomniala o co jej chodzilo.
    - zatem smierc wybierasz? Jestem jego odpowiednikiem.

    OdpowiedzUsuń
  87. - interesujace - skiwtowala tylko - dobrze zatem. Zwazywzszy na to ze dobro mej cory jest najwazniejsze i szczesciem bedzie widziec ja radosna... - zaczela - dostanie ode mnie "prezent". - w reku pojawila sie laska, ktora stuknela w ziemie. I jak wczesniej panowal wzgledny spokoj tak teraz swiat jakby zamarl. - Natomiast jesli o ciebie Kazuya chodzi - zrobila pauze - oddasz mi cos w zastaw. Bedzie to cos co sie narodzi a zrozumiesz co to bedzie jak sie pojawi (dzieciaczek xDD).
    Mowiac to spojrzala jeszcze chwile na niego a potem odwrocila sie do V. Wyciagnela dlon przed siebie, mamroczac slowa w obcym jezyku. Z poczatku nic sie nie dzialo a potem cialo sie unioslo i zaczelo emanowac swiatlem, ktore stawalo sie coraz mocniejsze az nie mozna bylo juz patrzec. Potem zgaslo jakby ktos wylaczyl przelacznik. Krzyk przedarł cisze.
    V. otworzyła oczy tylko na chwile a potem cialo zaczelo sie czasc jak w febrze. Skulila sie w sobie. Miala wrazenie, ze ja przypalaja na stosie. Przekrecila na brzuch i zaryła palcami w ziemi. Własy zaslnily twarz. Dyszała z bolu, zagryzała tez wargi na sile i z wysilku. Plecy bolaly ja okropnie i czuła w nich rozpychanie az w koncu przebily one skore. Utylana ziemia i wlasna krwia opadla na ziemie a nowe skrzydelka rozproszyły sie po bokach.

    OdpowiedzUsuń