29 cze 2013

Umiejętności



<<Czytaj dalej


Wkroczył do środka kiedy na zewnątrz już zmierzchało. Podmuch jaki ze sobą przyniósł zgasił najbliższą świecę, wywiał nieco duchoty zimowym przeciągiem. Ci którzy się nań obejrzeli, dostrzegli jedynie czerń sylwetki na tle ciemniejącego nieba, dwie rękojeści mieczy ciekawsko zerkające znad ramienia oraz połyskujące w głębokim półmroku kocie oczy.
Rozmowy nieco przycichły. Tutejsi nie przepadali za nieludziami, zwłaszcza takimi, którym źle z oczu patrzyło, a ten tutaj nie dość, że wybitnie się wyróżniał, to i gębę miał niezbyt sympatyczną.
Nieznajomy o bladych jak mleko kudłach, ruszył przez izbę ciężkim krokiem, dzwoniąc ostrogami. Trudy podróży mocno odznaczały się na jego ubłoconych butach i przewilgłym od śniegu płaszczu. Przed komentarzami znacznej większości bywalców uchroniły go głównie groźnie wyglądające miecze oraz poznaczona bliznami twarz. Lecz na jego nieszczęście, dzisiejszego wieczoru w izbie znajdowały się osoby, które rzadko kiedy trzymały jęzor za zębami, zwłaszcza kiedy coś im nie pasowało.
- Na stos z parszywymi nieludziami! - Zakrzyknął łysy, najbardziej barczasty z całej piątki. Nieznajomy wybitnie go zignorował, przechodząc obok, co w sumie tylko pogorszyło jego sytuację.
Najwyższy z nich,  o zbyt pięknej jak na ludzką twarzy, gwizdnął przenikliwie, aż w izbie zaległa wibrująca w uszach cisza. Nieznajomy nie zareagował, teraz stojąc już przy ladzie i czekając na właściciela, który robił wszystko aby uniknąć z nim kontaktu.
- W dodatku głuchy. - Skomentował ten wysoki i podniósł się wraz z czwórką swoich kamratów. - Chyba trza psa kopnąć w dupsko, żeby zareagował. - Zarechotał i ruszył w stronę białowłosego, wyciągając rękę z zamiarem pochwycenia go za ramię.
Wszystko przebiegło błyskawicznie. Nieznajomy, najwyraźniej bardzo w niehumorze, nie czekał na bardziej wyraźną prowokację. W mgnieniu oka złapał intruza za nadgarstek, założył mu dźwignię i wyłamał rękę w łokciu. Wrzask pełen bólu i zaskoczenia był krótki, bo już w następnej sekundzie nieznajomy chwycił go za włosy, i grzmotnął jego twarzą o blat. Jeden raz. Drugi. Trzeci i czwarty, aż krew siknęła na ścianę naprzeciwko.
Ludzie zerwali się z miejsc, pouciekali jak najdalej od bójki. Obecne wieśniaczki rozpiszczały się na dobre.
- Skurwiel już jest martwy! - Ryknął łysy, szarpiąc się z pałką u pasa. Nieznajomy łypnął na niego cienką jak igła źrenicą, kiedy ten wyprowadzał ciężki cios znad głowy, mogący powalić wyrośniętego dzika. Białowłosy błyskawicznie wykręcił tors, bokiem przepuścił pałkę ze świstem. Ta gruchnęła o ladę, zostawiła w niej głębokie wgłębienie.
Wiedźmin zwinął się jak kobra, zaatakował błyskawicznie uderzając w mostek, lecz dryblas był za mocny na jeden cios. Dopiero po dwukrotnym uderzeniu łokciem w nos, cofnął się, wpadł na stołek i runął w tył, odblokowując drogę dostępu swoim pozostałym towarzyszom, którzy już stali w szyku z broniami w rękach, głównie naćwiekowanymi pałkami.
Białowłosy zmrużył oczy, obnażył zęby w cichym syknięciu, nieziemsko rozdrażniony kobiecymi wrzaskami w tle.
- Zdychaj! - Ryknął kolejny napastnik i rzucił się do ataku, a za nim cała reszta. Przygotowany nieznajomy zanurkował pod ciosem, dając agresorowi przelecieć dalej do przodu. W locie pochwycił zydel o który łysy się wcześniej potknął i używając go jak tarczy, zablokował nadciągającą pałkę czwartego. Ćwieki wbiły się w drewno jak w masło i w niej ugrzęzły, pozwalając białowłosemu wyszarpnąć przeciwnikowi broń z dłoni i sprzedać mu kopa tak aby zatoczył się na drugiego zwalistego kolegę. Wtedy pochwycił pałkę oburącz, zakręcił się w okół swojej osi i grzmotnął zydlem w łeb pierwszego który właśnie zachodził go od tyłu. Drzazgi prysnęły w eter, facet zwalił się jak kłoda, sikając krwią z rozgruchotanej czaszki.
Rozjuszony gruby odtrącił znacznie drobniejszego od siebie kompana i jak taran zaszarżował z rykiem na mutanta. Nie mogąc go zablokować, nieznajomy uskoczył za belkę podpierającą strop chaty i wykorzystując ją jako osłonę, zwiększył dystans.
Zajazd wnet opustoszał, kiedy połowa co odważniejszej klienteli wybiegła, gnając po miejscowe władze.
Potraktowany wcześniej łokciem łysy, parchając i plując krwią, podniósł się na nogi. Zgubiwszy swoją pałkę, w narastającej furii złapał za ławę i podźwignął ją, z rykiem biorąc zamach. Wiedźmin nie miał dokąd uciec; zamknięty w potrzasku pomiędzy trzema przeciwnikami, został zmuszony do użycia Znaku.
Blade światło rozbłysło w izbie przez sekund parę, później głuchy dźwięk roztaczającej się fali energii zatrząsł podłogą. Ława, kręcąc się w okół swojej osi niczym wiatrak wpadła na łysego, rzucając go na ścianę, lecz poza paroma siniakami nie czyniąc mu większej szkody.
Nieznajomy zatem czas wykorzystał chwilę szoku ze strony pozostałej dwójki przeciwników. Wydobywana klinga z pochwy syknęła niczym wąż, błyskając brzytwą w płynnym ataku z półobrotu. Sztych musnął gardło agresora po lewej, z ledwo dosłyszalnym mlaśnięciem rozorał krtań, zawadził o tętnicę. Mężczyzna wybauszył oczy, zaczął dławić się krwią. A wiedźmin zakręcił młynka ostrzem, złapał rękojeść oburącz i wpadając w zamaszysty obrót, ciął grubego nim ten ocknął się z szoku. Brzytwa weszła między kręgi szyjne niczym w masło, z chirurgiczną precyzją odseparowała głowę od korpusu, który stał jeszcze przez chwilę w miejscu, aby ostatecznie zwalić się na podłogę.
- Nie! - Wrzasnął łysy, spychając z siebie ławę. Łzy napełniły jego małe, paciorkowate oczka. Cały poczerwieniał na twarzy, a przez pulsujące na czole żyły wyglądał niczym rozjuszony czart piekielny. - Zabije cię, skurwielu! Zakurwię!
Wiedźmin nie odpowiedział. Stał na ugiętych nogach niczym przyczajony kot, wlepiając w przeciwnika wzrok połyskujących ogniem ślepi o chłodnym, pozbawionym emocji wyrazie. Zupełnie jakby nie był człowiekiem a kukłą na sznurkach, tańczącą pod ręką brutalnego bóstwa, dla którego cała ta rzeźnia była jedynie zabawą.
Łysy zawył jak raniony dzik. Ogarnięty furią, bez broni, zaszarżował, jednym machnięciem ręki przewracając ciężki, dębowy stół stojący mu na drodze do białowłosego. Mutant zachował zimną krew, zaczekał na sposobność aby zanurkować w bok pod atakiem, ciąć po ukosie. Łysy nawet nie zorientował się, że jego brzuch wypluł na podłogę wnętrzności. Dalej wyjąc ze wściekłości, obrócił się i zamachnął, lecz jego pięść natrafiła jedynie na powietrze. Klinga spadła na wyciągniętą kończynę, wlazła między staw łokciowy i odseparowała ją od reszty ciała. Krew prysnęła gęstymi kroplami, zmoczyła szarą twarz wiedźmina kiedy ten zbliżył się do ostatecznego ataku, godząc w pierś przeciwnika.
Obserwujący całe zajście mogli przysiąc, że kiedy z łysego ulatywało życie, mutant się uśmiechał, lecz równie dobrze mógł to być wynik słabego światła w izbie, i ciemnej plamy juchy rozsmarowanej na jego pysku.
Kiedy osiłek zwalił się na podłogę, zapadła martwa cisza. Wiedźmin jednak nie tracił czasu. Obtarł poprędce klingę oraz twarz po czym wypadł na podwórze, dopadając konia. Zniknął nim miejscowi nadciągnęli z posiłkami, pozostawiając po sobie pięć trupów.



Podsumowanie
(bazując na książkach i grach)

Zwiększona szybkość, zwinność, krótszy czas reakcji
(na przykład odbijanie strzał klingą miecza)

Lepszy słuch, powonienie oraz wzrok
(wszędzie gdzie ma dostęp do naturalnego światła nocnego, widzi w ciemnościach jak kot. Nie oślepia go też światło słoneczne)

Brak możliwości zachorowania/zarażenia się czymś
(efektem ubocznym jest bezpłodność)

Zwiększona odporność na toksyny i trucizny
 (wiedźmińskie eliksiry są trucizną dla zwykłych ludzi)


Znaki

Igni
Wytwarza ukierunkowany strumień ognia. Skierowany ku ziemi, rozprzestrzenia się kulistą falą

Aard
Wypycha energię w postaci fali

Yrden
Znak pułapka o kształcie kolistym i zasięgu paru metrów. Złapany albo nie może się w ogóle ruszyć, albo porusza się w zwolnionym tempie. Może też zabezpieczać przed otwarciem

Aksji
 Znak uspokajający. Działa na zwierzęta jak i ludzi

Quen



Wytwarza magiczną barierę ochronną o kulistym kształcie

Heliotrop
Amortyzuje upadek lub blokuje zaklęcia

Somne
Usypia

Brak komentarzy

Prześlij komentarz