16 paź 2015

Dokładny wygląd




Zajazd był Twoim wybawieniem, ostatnią przystanią przed zjazdem na trakt do stolicy. Pomiędzy nim a Twoim celem podróży nie było już nic poza najdzikszą dziczą i może paroma bandytami.
Już na podwórzu wyczuwasz, że coś jest nie tak. Nawet Twój koń stał się nieco nerwowy, lecz Ty zganiasz to na zmęczenie. Dopiero po przekroczeniu progu, uświadamiasz sobie, że przeczucie jednak Cię nie myliło.
Karczma była niemal pusta. Nie licząc właściciela i pięć, zalegających na podłodze trupów, w izbie były jeszcze cztery osoby. Trzy z nich pochylały się nad trupami, wyraźnie zbierając się do wyniesienia pierwszego z nich; zwalistego chłopa o bicepsach jak pnie drzewa. Nie miał głowy.
Właściciel przywitał Cię blady jak kreda. Miał nieobecny wzrok a w dłoniach trzymał mopa, którym to bezwiednie wodził po deskach, próbując wyciągnąć z nich zastygającą juchę. Powietrze nadal pachniało strachem i śmiercią, tedy wnioskujesz, że masakra musiała wydarzyć się całkiem niedawno.
- Co tutaj się wydarzyło? - Pytasz, dosiadając się do jedynego klienta zajmującego stolik w kącie. Był nim starzec weteran, podgryzający udko kurczaka i popijający ciepłym, sikowatym piwem.
- Wiedźmin. - Odpowiedział krótko, zupełnie nieprzejęty panującą atmosferą. Termin ten nie jest Ci znany, tedy unosisz pytająco brew, lecz stary nie spieszy się z odpowiedzią. Kiedy masz już pytać, dodaje:
- Mutant. Średniego wzrostu, szerokie ramiona i wąska talia. Kocie ruchy. Kudły białe jak mleko, a na pysku trzy blizny; jedna przecinająca usta, druga policzek i trzecia, dzieląca drugi policzek na trzy części, aż do nosa. No i oczy. Kocie, błyszczące w ciemnościach, chłodne i bez wyrazu, zupełnie jak u lalki. Jak już jednego zobaczysz, ciężko zapomnieć.
Mrugasz bo nagła ilość informacji nieco Cię przytłoczyła. Próbujesz zwizualizować sobie tego całego wiedźmina, kiedy pozostała trójka obecnych wynosiła drugiego trupa. Był nim mężczyzna, wysoki i niezwykle tykowaty, zapewne o urodzie elfiej, gdyby jego twarz nie była jedynie miazgą mięsa, skrzepów, i kości. Chociaż tego typu widoki nie są dla Ciebie rzadkością, mimowolnie włos na karku nieco Ci się zjeżył.
- I - mówisz, zraszając usta językiem - ten cały wiedźmin to zrobił?
- Ano. - Potwierdził stary, grzebiąc kością w zębach. - Dawno już ich tu nie widziałem. Skoro wrócili, źle się w świecie musi dziać. Dużo tego no... dużo badziewia się pewno zalęgło.
- Łowca potworów?
- Mhm... .
- I tak po prostu zarżnął pięciu chłopa? - Nadal coś nie chce Ci się wierzyć. Chodzisz po tym świecie już ładnych paręnaście lat i nigdy nie doszły Cię słuchy o jakichś tam wiedźminach.
- Ano. - Stary pstryknął w eter wydłubaną z zębów resztką jedzenia. -  Mówiłem, że mutant. Oni tylko wyglądają... albo raczej przypominają ludzi, ale ludźmi nie są. Nic co ludzkie już w nich nie ma.
Milczysz. Obserwujesz jak wynoszą trzeciego trupa, zdaje się brata pierwszego, gdyż dorównywał mu posturą. I nadal nie możesz uwierzyć w to co słyszysz.
- Nie wierzysz mi. - Stwierdził stary, jakby czytając w Twoich myślach. - To ci opowiem. Zaczęło się krótko po tym, jak dostałem swoją strawę....


Brak komentarzy

Prześlij komentarz