28 lut 2017

Skąd.

        Od dawna już nie widziała swego odbicia wyraźnie. Nie było to nic nowego w życiu jakie postanowiła prowadzić - w nim rzadko kiedy miała dostęp do luster. Nie traktowała tego także jako problem, pomimo tego że często tęskniła za wygodami miastowego życia, ze szczególnym rozrzewnieniem wspominając wannę i ciepłą wodę. Jednak to było życie, które rzeczywiście wybrała. Nikt od niej nie oczekiwał, że tak właśnie pokieruje swoimi losami, wręcz przeciwnie. W młodości wymagano od niej czego innego, dobrze o tym wiedziała, planowała się podporządkować, jeżeli nie dla nich, to przynajmniej dla własnej wygody. Nie miała cierpliwości by użerać się ze szlachtą, szczególnie z własną rodziną. O wiele łatwiej było się po prostu zgodzić.
        Mokrą jeszcze dłonią przetarła zaparowane lustro, widząc swoją twarz po raz pierwszy od kilkudziesięciu dni. W pełnej krasie dane jej było zobaczyć podkrążone, zielone oczy, zapadnięte policzki, skórę o niezdrowym odcieniu, teraz lekko zarumienioną po gorącej kąpieli. Poczochrała trochę przylepione do skóry mokre włosy, starając poprawić swój wygląd. Jak gdyby miało to w czymś pomóc. Przypominała teraz zmokłego psa, ale przynajmniej tak nie cuchnęła. Już nie.
        Para pozbawiła szczegółów odbicie jej ciała. Ta wielka, brzydka blizna przecinająca jej brzuch stała się jedynie czerwoną, niewyraźną plamą. Chociaż nawet teraz widać było, że to ciało nieatrakcyjne - zaczynając od niewielkich piersi, kończąc na krzywych nogach, nie wspominając już o wąskich biodrach.Ta część ciała prześladowała ją od lat, od kiedy zaczęto patrzeć na nią jak na niezłą partię, a nie na dorastającą, młodą dziewczynę. Szczególnie jej niedoszła teściowa lubiła o tym głośno wspominać.

*

        Wspomnienie. Dekady temu. Ruchliwa ulica, ramiona obijają się o ramiona, trudno kogoś wyminąć, już nikt się nie przejmuje uprzejmościami, wszyscy chcą po prostu dotrzeć do celu. Oni prą przez ten tłum, ona trzyma go pod rękę, on prowadzi. Są zbyt zaaferowani dyskusją, by przejmować się, że co rusz o kogoś się obijają.
- Trójka to dobra liczba - mówi ona, tonem rzeczowym, wręcz bezbarwnym, jakby ta rzecz jej nie dotyczyła. - Chociaż czwórka lepiej zabezpiecza.
- Lepiej się zgodzić na trójkę. Nikt nas nie ukarze za więcej - odpowiada on, jego głos znacznie bardziej naznaczony emocjami, głównie zaskoczeniem, trochę zadowoleniem. - Mamy jeszcze kilka lat.
- Prawda. - Ona kiwa głową. - Ale wolę ustalić to wcześniej, chociażby między nami. Znając moją sytuację, tak chyba będzie najlepiej.
        On patrzy na nią przez chwilę kątem oka, badając jej twarz, starając się odgadnąć co się dzieje w jej głowie. Znają się na tyle dobrze, że wie, iż ta beznamiętna mina nie jest wcale maską, że okazałaby silne emocje otwarcie, gdyby je czuła. Dlatego nadal do końca nie potrafi jej zrozumieć. Ona wie o tym, bo jej powiedział, inaczej by nie zauważyła. Czasem się dla niego stara, stara się być bardziej… zrozumiała? Przecież czuje, ale nie tak bardzo by odbijało się to jej twarzy. Czy to znaczy, że musi czuć bardziej? Co to w ogóle znaczy? Co powinna czuć w tej sytuacji?
- To twoje lędźwie, więc zdam się na ciebie - stwierdza on, bez jakiegokolwiek zmieszania, patrząc znowu przed siebie.
- Myślę, że po trójce moim lędźwiom będzie już wszystko jedno.
      Ona pozwala sobie na uśmiech, niewielki, ale szczery i pełen wdzięczności. On też się stara. Kiedyś nie mogła z nim rozmawiać o wielu rzeczach dla niej ogromnie istotnych. Zawsze wykręcał się z jej towarzystwa, gdy tylko próbowała zacząć temat, bądź twierdził, że takie konwersacje pomiędzy nimi są nieodpowiednie. Jednak zrozumiał jak ważna jest dla niej otwarta rozmowa, przystosował się, więc ona też musi. Nawet chce, chociaż potajemnie pragnie, by kto inny teraz prowadził ją przez tę ulicę, dyskutując na tego typu tematy.
        Obecna sytuacja nie należy jednak do najgorszych. Naruszanie jej jest nieopłacalne.
        Ona zaciska dłoń na jego ramieniu, on uśmiecha się przelotnie do jednej z ładniejszych kobiet w tłumie.
        Sytuacja nie jest najgorsza.

*

        Powietrze zaczęło tracić temperaturę, a odbicie w lustrze nabierało wyrazistości. Mogła teraz lepiej przyjrzeć się zmęczonemu podróżą ciału, ale zrezygnowała z tej możliwości. Jej skóra była gdzieniegdzie oznaczona bliznami po walkach, których nie udało jej się uniknąć, bądź ciemnymi, niezdrowymi przebarwieniami po zaklęciach bardziej lub mniej udanych, jedna z konsekwencji parania się nekromancją. Nawet jeśli istniał sposób by się ich pozbyć - nie wzbudzał jej zainteresowania. To ciało było zepsute, nie czuła potrzeby by o nie specjalnie dbać, skoro nie planowała go używać.
        To niesamowite jak łatwo da się przeoczyć brak czegoś. Brak tego typu jest zbyt abstrakcyjny, by móc się porównać z kimś innym. Łatwo rozpoznaje się swą odmienność, jeżeli czuje się coś, ale inaczej niż ktoś obok. Ale jak zauważyć brak, skoro się nie wie, że czegoś brakuje?
        Nie pamiętała kiedy po raz pierwszy pomyślała, że to ciało nie działało jak powinno. Nie czuło rzeczy, które powinno czuć. Nie pamiętała kiedy po raz pierwszy uświadomiła sobie, że za konkretnymi słowami, pewnymi zachowaniami kryją się uczucia, a nie wyuczone zasady. Że można było uważać kogoś za niezwykle atrakcyjnego, czuć do niego pociąg, zanim się go w ogóle poznało. Nie potrafiła sobie tego nawet wyobrazić.
        Odeszła od lustra, zostawiając za sobą mokre plamy na błękitnych kafelkach. Projektant łaźni postawił na przeróżne odcienie niebieskiego, chociaż zrezygnował z wielkich otwartych przestrzeni. Stosunkowo małe pomieszczenie nadawało całemu procesowi kąpieli poczucie intymności, które niezwykle ceniła. Po długich wyprawach szczególnie - podczas nich musiała głównie korzystać z dobrodziejstw natury w tych sprawach. Kąpiele w lodowatej rzece rzadko kiedy wydawały się prywatne. Niewielki basen z grzaną wodą, wśród niebieskich kafelków, stawał się wtedy szczytem marzeń, ale teraz gdy już go opuściła, skończyła refleksje przed lustrem, nadszedł czas by zarzucić na ramiona szlafrok i wrócić do prawdziwego świata. Szukać nowych marzeń.

*

        Wspomnienie. Wcześniejsze. Relacje jeszcze nieutwardzone. Pomieszczenie o wysokim suficie, na łańcuchach zwisają lampy wypełniając je ciepłym, żółtym światłem. Wszędzie stoją wysokie półki, wypchane po brzegi tomiskami różnego rodzaju, wokół słychać szelest kartek, niektóre księgi nigdy nie śpią. Ona się przechadza po tym labiryncie, znając go równie dobrze co własny dom. Biblioteka nie należy do jej rodziny, chociaż niedługo to się zmieni. Najpierw jej starsza siostra wyjdzie za najstarszego syna, wtedy już staną się rodziną. A potem ona sama pewnie podpisze kontrakt z rodem Advaris. Obu rodzinom bardzo zależało na tych relacjach.
        Valovion chcą się wybić w szlacheckiej hierarchii, a Advaris pragną wzmocnić magię w swej krwi, jako że od kilku pokoleń produkują słabszych magów. Czysty biznes matrymonialny, raczej opłacalny dla obu stron. Ród Valovion od kilku lat pojawia się w miarę regularnie na ustach elfickiej arystokracji, dzięki zasługom na polu magicznym jego przedstawicieli. Ród Advaris należy do jednych z najbardziej wpływowych, jednak powoli traci grunt pod nogami. Czasem nawet rodzą się im dzieci zupełnie pozbawione magii. Obecnie z piątki, jedynie dwójka okazała się magami. W dodatku raczej miernymi. Valovion rzuciło się na tę okazję, dwie najstarsze córki odznaczały się umiejętnościami magicznymi na wysokim poziomie. Losy czwórki dzieci szybko zapieczętowano.
        W ten sposób trafia do domu Advaris nadzwyczaj często, by spotkać się ze swym narzeczonym. Podświadomie może spędza czas w miejscu, za którym on nie przepada, więc nie widują się często. Za to inny młodzieniec preferuje towarzystwo starych ksiąg, a ona preferuje jego.
- Veraryenea, miałem nadzieję, że cię niedługo spotkam.
        Chłodny ton z jakim wypowiedział te słowa powstrzymuje jej rosnący uśmiech. Ona odwraca się do niego, stara się zignorować ucisk w klatce piersiowej, w zielonych oczach błyszczy pytanie. On stoi pośród półek, ręce skrzyżowane, usta ściśnięte, czoło zmarszczone. Jest niezadowolony, a w niej rośnie panika.
- Mój brat powiedział o czym ostatnio rozmawialiście. A raczej co mu zaproponowałaś - odzywa się on ponownie, nie spuszczając z niej spojrzenia ciemnych oczu.
        Unosi brwi zaskoczona, że to może być powodem jego zachowania. Tym razem to ona krzyżuje ręce w defensywnym geście, przekrzywia głowę w bok. Jej sentyment do niego nie będzie jej powstrzymywał od obrony własnych racji.
- Zaproponowałam mu najlepszy układ w naszej sytuacji - odpowiada. - Ale on nawet nie chciał o tym rozmawiać. Przynajmniej nie ze mną. - Wzrusza ramionami. - Widzę, że z tobą nie ma takich problemów.
- Zaproponowałaś mu, że może sypiać z innymi kobietami! Po waszym ślubie! - Zaczyna tracić kontrolę, co jest dla niej niezrozumiałe.
- Postawiłam sprawę jasno. Gdy już wypełnimy postanowienia kontraktu nie widzę powodu dla którego chciałabym kontynuować kontakty intymne. Z nim, czy z kimkolwiek. - Mruży oczy. - Poza tym, to nie twoja sprawa - dodaje, po raz kolejny czuje ból w klatce piersiowej.
        Czasem się zastanawia czy on wie. Czy wie jak bardzo ona pragnie, by to była jego sprawa. By to była ich sprawa. By mieli prawo do tej dyskusji.
- Masz rację. - On wzdycha ciężko, pokonany tym argumentem. Potrząsa głową. - Twoja siostra już ustaliła z naszymi matkami liczbę potomstwa. A ja nadal nie wiem na ilu stanęło, nie chce mi powiedzieć. 
        Temat zmieniony, chociaż nadal pokrewny. Ona uśmiecha się lekko, pomimo bólu.
- I masz nadzieję, że mi powiedziała? - pyta się go, trochę nawet rozbawiona.
        Dwa dni temu jej siostra wróciła ze spotkania z matronami. Jej matka była zadowolona, że w końcu ten punkt kontraktu został oficjalnie zatwierdzony. Jednak jej córka nie podzielała tych uczuć, do dzisiaj chodzi mrucząc coś do siebie, czerwieniąc się co chwila przez swoje myśli.
- Jestem pewna, że kiedyś ci powie. A jakby co to zobaczysz za kilka lat przy podpisywaniu kontraktu. - Jej ton przybiera barwę żartobliwą, chociaż oboje wiedzą, że tak się może wydarzyć. - Nie wyciągnę z niej tego, więc mnie o to nie proś. To nie moja sprawa.
        Ona sama ma wstępne rozmowy za sobą, ale już ma dość. Zgodnie z tradycją ten punkt kontraktu jest ustalany jedynie przez kobiety - matrony i przyszłą pannę młodą. Mogło się to ciągnąć tygodniami i ta perspektywa napawa ją strachem. Miała wrażenie, że jej teściowa próbuje przy każdym spotkaniu wyprowadzić ją z równowagi, bez wahania wspominając o jej wąskich biodrach “nieodpowiednich do rodzenia dzieci”. Jej matka śmieje się serdecznie, jakby nie wiedząc, że jej młodsza córka jest właśnie obrażana. Wahają się między dwójką, a trójką potomstwa, ale to mało. Nadal istnieje ryzyko, że dziecko nie będzie posiadało magii, a przecież to Advaris powinno na tym najbardziej zależeć.
        Trójka to dobra liczba, ale czwórka daje większe zabezpieczenie.

*

        Czysty miękki materiał tuniki przyjemnie ocierał się o jej równie czystą skórę. Na kilka sekund przymknęła oczy, delektując się tą chwilą, wiedząc że nie będzie ona trwać długo. Potrząsnęła głową, jej uwaga powróciła do otwartego w jej dłoniach dziennika. Miała trudności z odczytaniem własnych notatek, jakby kompletnie inne osoba je zapisywała. Może nie było to aż tak dalekie od prawdy. Znalazła nazwę której szukała, po czym pochyliła się nad rozłożoną na stole mapą. Przesuwała palcem po górach, dopóki jej brudny paznokieć nie zatrzymał się przy źródle, które w dalszym swym biegu tworzyło trzy największe rzeki prowincji. Jeszcze raz zerknęła na notatki.
        To tu.
        Kolejne marzenie do ścigania.


[to chyba bardziej pasuje na artystyczną kartę postaci.]

1 komentarz

  1. Cieszę się bardzo, że napisałaś opowiadanie. Bardzo interesujące i przyjemnie się czyta. Ciekawa też jest forma w jakiej przedstawiłaś to opko. Mam nadzieję, że jeszcze wiele razy będzie można tutaj poczytać twoje opka :D

    OdpowiedzUsuń