14 lut 2017

Nowy układ


  Nagle dziewczyna zacharczała głośniej. Znaczy, wzięła głębszy oddech. I otwarła szeroko oczy. Pijaczyna cofnął się o krok. Ja zaś zmrużyłam własne i podeszłam bliżej. To nie były zwykłe oczy.
  Znaczy, jak najbardziej ludzkie. Kształt dobry, wszystkie części raczej obecne, w dodatku na swoich miejscach. Ich dziwność tkwiła w czymś innym. Najbardziej chyba w tym, co je wypełniało. Metaforycznie, rzecz jasna. Chociaż tęczówka przypominała śnieg w blasku księżyca, ot biel na granicy z czystym srebrem. I tak niewiele jej było widać. Źrenica zajmowała największą część całości, samoistnie nadając oczętom z lekka upiorny wygląd. Spojrzenie było mętne, nieostre. Zupełnie inne od emocji, które rozpoznałam bez trudu. Głęboki szok, przerażenie zakrawające na panikę i ból, straszliwy ból...
  Jej wzrok na chwilę się wyostrzył. Musiała wyczuć tym tajemnym ludzkim zmysłem ujawniającym się okazjonalnie i często psującym szyki początkującym mego fachu, że jest obserwowana. Nieznacznie uniosła głowę i spojrzała wprost na mnie. Szybko prześledziła ubiór, rysy, nie zwracając na nic większej uwagi. Swe oczy utkwiła w punkcie nad moim ramieniem. Zmarszczyłam brwi w niemym pytaniu i obejrzałam się. Czyżby mój pijaczyna coś zmajstrował? W końcu tylko zdążyłam zanotować, że wciąż stoi kilka kroków za mną. Dziewczyna krzyknęła. Bardziej zaciekawiona niż zaniepokojona wróciłam do ciekawskiego nań spoglądania. Zareagowała na to w sposób całkiem widowiskowy. Podniosła się na rękach i odsunęła najdalej, jak mogła. Z oczami zalanymi nową falą przerażenia, wlepionymi wprost w moje własne. To był chyba odruch. A przynajmniej to wydawało mi się to jedynym sensownym wyjaśnieniem tego, że poruszyła tymi kikutami sterczącymi jej z pleców. Co tu dużo mówić, natychmiast tego pożałowała.
  Wrzasnęła z bólu i bezwładnie padła na bruk. Z ledwo zasklepionych ran krew polała się świeżym strumieniem. Zatrzęsła się w szlochu. Nie widziałam jej twarzy. Ta zwrócona była wprost do kamieni, którymi wysadzona była ulica. Idę jednak o zakład, że zaciskała zęby. Nie no, musiała je zaciskać. Patrząc na stan tych... badyli, powinna teraz drzeć się wniebogłosy. Nie płakać. A kto jak kto, ale ja mogę się uważać za eksperta w tej sprawie.
  Odwróciłam się do mężczyzny. Twarz mu tak stężała, że równie dobrze mogła być odlana z wosku. Przerażenie w oczach zdawało się konkurować z tym u dziewczyny. Twierdząc zaś po tym, jak stał, rozważał ucieczkę bądź dalszą egzystencję jako słup soli. Na czas trwania konfliktu wewnętrznego decydując się na względnie bezpieczniejszą, drugą opcję.
-Obwiąż jej to coś z pleców tą szmatą, co ją na koszuli nosisz.-rozkazałam. Pewnie dostanie od tego zakażenia, ale przynajmniej nie wykrwawi się lada chwila. Pokręcił gwałtownie głową i zamrugał kilkakrotnie, jakbym go wyrwała z transu. Wzdychnęłam ciężko. Dziewczyna wydawała się bardziej przytomna od niego.
-Słyszałeś, do diaska?
-Tak, tak.-odparł z lekka niemrawo, biorąc się za zdejmowanie kubraka-Od kiedy ją znalazłem była nieprzytomna.
Zmierzyłam go krytycznym spojrzeniem. To brzmiało tak, jakby miało służyć za wyjaśnienie. Wzruszyłam bezradnie ramionami, do swoich myśli, nie jego. Jeśli wrzask czy jedno przestraszone spojrzenie wprowadza go w takie otępienie, to nie mam więcej pytań. Naprawdę, ja już wolę nie znać na nie odpowiedzi.
Kiedy udało mu się wykonać to arcytrudne zadanie, podszedł do dziewczyny. Zmierzył wzrokiem te... niech będzie badyle pokryte świeżą krwią. Spojrzał niepewnie na mnie. Akurat tą chwilę wybrała sobie dziewczyna, by znów otworzyć oczy. Wodziła wzrokiem ode mnie do mężczyzny kilkakrotnie, jakby nie wiedząc, które gorsze. Bardzo powoli podniosła się na kolana. W tym samym czasie obróciła się tak, by być plecami do boku domu.
-Czego chcecie?-zapytała. Jej głos byłby nawet miły dla ucha, gdyby nie chrypa. Skoncentrowała swój wzrok na mnie, dzielnie znosząc wymianę spojrzeń. Uśmiechnęłam się pod nosem, półgębkiem.
-A do czego mogłoby się nam przydać dziewczę przerażone śmiertelnie, z dwoma krwawiącymi kikutami sterczącymi z pleców?-zadrżała na dźwięk ostatnich słów. W jej oczach na powrót zjawiło się zaskoczenie, przeważając nad lękiem. Uniosła drżącą dłoń z kolan i skierowała ją za plecy. Prychnęłam kpiąco.-Co, nie wierzysz mi na słowo? Nagle wyleciało ci z pamięci to, co się z tobą działo przez ostatnie dni? No śmiało. Sprawdź sama, co zostało z twych niebywale pięknych skrzydełek. Jeszcze bardziej odnów te rany. Najlepiej się tu wykrwaw, bo nie trzeba cię będzie wlec przez pół miasta do domu. Nikt nie powiedział, że mam cię tam sprowadzić żywą.
Tym razem emocje dominujące na jej twarzy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Szok, ból, zaniepokojenie, nadzieja, milczące pytanie... Czego tam nie było! Po chwili cofnęła dłoń. Spuściła wzrok i westchnęła długo, rzewnie. Pacan przeze mnie zatrudniony wciąż stał po mojej prawicy, z głupawym wyrazem twarzy i koszulą zwiniętą w jednej dłoni. Po upływie kilku sekund dziewczyna podniosła wzrok. Wyprała twarz z emocji, przez co w oczy rzucała się jej bladość i świeże ślady łez, okolone otoczką z brunatnego pyłu.
-Nie wykradłaś mnie dla siebie?
-Hm, gdyby zamarzył mi się ktoś w takim stanie, to bym sobie go sprawiła od podstaw. Nie kradnę ochłapów, wierz mi na słowo.-prychnęłam.
-Kto...?-zapytała słabym głosem. Odchrząknęła i powtórzyła, tym razem głośniej-Kto jest zleceniodawcą?
-Cóż, nie mam pamięci do imion.-skłamałam na początek, by mieć elegancki wstęp do monologu.-Chłopak w twoim wieku, jego ubranie zdaje się starsze od niego samego. Zabujany w tobie do cna i bez pamięci, intelektu również. Uparty, by bohatera zgrywać. Stracony przypadek, ale całkiem ciekawy. Miła odmiana od zwyczajowych zleceń.
Z każdym moim słowem rumieniec na jej twarzy intensywniał w barwie. Pod koniec mogłaby z burakiem konkurować.
-Ale... Czym zapłacił?
Uśmiechnęłam się uśmiechem zawodowym, w fachu równie ważnym co sztylet.
-Swą duszą, ciałem i co tam ma jeszcze.
Lęk nową falą objął we władanie każdy mięsień jej twarzy.
-To znaczy...?
-Ach, teraz jest mój. Jego życie należy do mnie. Wyrzekł się wolnej woli dla mnie, tak samo jak zdrowego rozsądku dla ciebie.-mrugnęłam porozumiewawczo. Dziewczyna wyglądała trochę jak przed atakiem histerii, trochę jak przed zemdleniem. To drugie mogło mieć swą genezę w pośpiesznej ucieczce czerwonej posoki z jej pleców. Nielicha kałuża zdążyła się wokół niej zebrać. Przez minutę czy dwie trwaliśmy całą trójką w zmowie milczenia, zarazem z olbrzymim uporem udając figury woskowe, ewentualnie biedne ofiary bazyliszka, w rozmowie zaskoczone. Do przewidzenia było, kto się pierwszy odezwie. Tylko jednej osobie nieco się śpieszyło i miała w głowie od grona pytań pierwszej wagi. Przynajmniej jedna tak otwarcie.
-Czy... czy istnieje możliwość wymiany? Moje życie za jego.
Pokręciłam w niedowierzaniu głową, uśmiechając się bezradnie i przesadnie sztucznie.
-Niestety, niezbyt mi się to opłaca. Chłopakiem mogę się bawić wedle uznania, ty mi umrzesz szybciutko, nawet bez przesadnego męczenia.
Jak słodkie było jej błagalne spojrzenie...Determinacja przyczajona w jego cieniu była identyczna jak ta u chłopaka. No, przynajmniej się nieźle dobrali.
-Błagam... Jest za dobry na taki koniec.
W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się smętnie, równie sztucznie co wcześniej. Przez kilka sekund uważnie śledziła mą twarz. Szukała czegoś. Wahania, człowieczeństwa, dobra...? Zwykle takie rzeczy u mnie ludzie poszukują. I nigdy nie znajdują. Coś błysnęło w jej oczach. Myślała o czymś, rozważała jakieś szaleństwo. Jak ja kocham zdesperowanych ludzi... Chociaż na chwilę przestają być tacy przewidujący i zaskoczyć potrafią.
-A co, jeśli przysięgnę, że nie umrę?
Parsknęłam śmiechem.
-Też mi obietnica... No, chyba że w przypadku złamania mogę sobie zabrać chłopaka. Dodatkiem nie pogardzę.
Zamknęła na chwilę oczy, wyraźnie zbierając się w sobie. Spodobała mi się zmiana w jej rysach. To zawsze oznacza coś intrygującego i bynajmniej nie banalnego.
-Mam coś, co cię powinno zainteresować. Mogę jednak powiedzieć tobie o tym tylko w cztery oczy.
Spojrzałam wymownie na mężczyznę. Wydawał się jeszcze bardziej zdębiały niż przed chwilą.
-Gdzie mam pójść?-zapytał z płaczliwą nutą w głosie, rozglądając się po zaułku kilkanaście kroków na kilkanaście, jak na zaułkowe standardy mogący za plac uchodzić, ale w tym przypadku zdecydowanie za ciasny.
-No dobra, możesz już sobie iść.-rzekłam bez większego żalu. Ton w głosie dziewczyny zanadto mi się podobał, by to było jakąkolwiek przeszkodą.
-Ale... Tak całkiem? Jestem już wolny?-upewnił się jeszcze.
Skinęłam powoli głową. Mężczyzna szybkim krokiem minął mnie i niemal biegiem ruszył dalej, jakby się spodziewał, że nagle zmienię zdanie. Całe srebro dawno wyleciało mu z głowy. Wróciłam do swego zwyczajowego zajęcia, czyli nieskrępowanej obserwacji dziewczyny. Przegryzała w zdenerwowaniu wargę, a w jej oczach dominowała już desperacja, lęk i słabość. Wydała się jeszcze bledsza niż wcześniej. Zachwiała się nawet i musiała podeprzeć ręką, by nie zderzyć się z brukiem.
-Radziłabym znowu się do bruku przytulić, jeśli nie chcesz, by sam ci wybiegł na spotkanie.-powiedziałam kąśliwie. Zacisnęła mocniej zęby. Widząc to, dodałam już łagodniejszym tonem.-Jakby na to nie patrzeć, martwa się nikomu nie przydasz. Chłopakowi nie pomożesz, wręcz przeciwnie- jego ofiara okaże się kompletnie bezsensowna. Znaczy, sensowna wyłącznie dla mnie, a raczej nie o to mu chodziło. Kiedy połowę krwi masz na ubraniu i bruku, położenie się jest bardziej oznaką zdrowego rozsądku niż uległości.
Moja przepiękna przemowa odniosła spodziewany skutek. Chociaż jak tak leżała u moich stóp, pokusiłam się jednak o komentarz.
-Ach, aż żal mnie bierze, że propozycję wymiany odrzuciłam. Widok bezradnego człowieka leżącego u twych stóp zawsze jest miły.
Tylko mocniej zacisnęła zęby. Ponownie zamknęła oczy. Odczekałam cierpliwie solidną minutę. Po jej upływie dziewczyna oparła głowę o bruk i westchnęła lekko. Czując, że zaczyna mi widocznie przysypiać, kopnęłam ją lekko w żebra. Syknęła z bólu, ale nie otworzyła oczu. Tym razem celowałam nieco bliżej zakrwawionych kikutów. Ciężko stwierdzić, jak brzmiał odgłos, który z siebie wydała. Pochodna zduszonego skowytu, syku i jęku, może z dodatkiem czegoś jeszcze. Kiedy zamierzałam się już na kolejnego, jęknęła płaczliwie i się łaskawie odezwała.
-Chcesz mnie zakopać na śmierć?
-Gwarantuję ci, od ciosu o takiej sile nikt nie umarł. Nawet żebra sobie nie złamał. Chyba miałaś mi coś powiedzieć.
Zawahała się. Nie dłużej niż sekundę, ale jednak.
-Podaj mi swoją dłoń. Za słabo się czuję, żeby ci to wszystko wytłumaczyć.
Powiedzenie, że nie zastanawiałam się długo, byłoby niedomówieniem. Z marszu przystanęłam na propozycję, wstrzymując się od komentarzy, by mi przypadkiem zawczasu nie odpłynęła.
  Przykucnęłam zatem i wyciągnęłam rękę. Chwyciła ją słabo. Ze zdziwieniem zauważyłam, jak zadbaną ma dłoń. Paznokcie równe, choć brud i krew zdążyły pod nie wejść. Skórę zaś miała aż dziwnie gładką. Była to dłoń człowieka szlachetne urodzonego, co nie przepracował ni dnia. Momentalnie ta ciekawostka zeszła na plan tak daleki, że wręcz znikła z pola widzenia.

6 komentarzy

  1. To ja jeszcze tu pochwale :D bardzo interesujące i fajnie czytające się opko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako że nie potrafię konstruktywnie krytykować czyjegoś warsztatu, szczególnie młodego, to nie będę tego robić. Chciałabym jednak Ci zwrócić uwagę na rzecz bardzo prostą, która doprowadza mnie do szewskiej pasji za każdym razem gdy się z nią spotykam (a trafiam na nią zadziwiająco często) i nadal nie wiem czemu ludzie robią te same błędy.
    Jest nią budowa dialogów. Kiedy widzę źle zbudowane dialogi to już jestem bardziej cięta, jako że w moim odczuciu wygląda to zwyczajnie niechlujnie, jakby autor w ogóle nie dbał o swój tekst. Tutaj są zasady nieźle wytłumaczone: [klik]
    Polecam także używanie spacji przed i po myślniku (bo tak się powinno robić) oraz justowanie tekstu (bo lepiej wygląda).
    Mam nadzieję, że komentarz nie wydaje się złośliwy - nie taki miałam zamiar - a wyszedł czysto informacyjny i chociaż trochę pomocny. Powodzenia w dalszym pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze nie wiedziałam, że to może być irytujące. Już kiedyś się z tym spotkałam, ale szybko wyleciało mi z głowy. A że sama tego nie zauważam i nikt mi uwagi dotychczas nie zwrócił, to tak sobie to trwało.
      Poprawiłam już jedno opowiadanko, całe na dialogu oparte, według tych zasad. Byłabym wdzięczna za zerknięcie, czy wszystko dobrze zrozumiałam- http://eleseya.blogspot.com/2000/02/wadza.html . Spacja przed myślnikiem, twarda po nim. Wstawki dialogowe przed i po myślniku spacją oddzielone. Mniej więcej ogarnęłam też te kropki, litery małe i duże. Czuję się jak na polu minowym, powiem tyle. Justowaniem zajmę się kiedy indziej, na razie zawiłości mi starczy, a to chyba tak już nikogo nie drażni.
      A za powodzenie dziękuję, choćby i w przyswojeniu tej czarnej magii się przyda :)

      Usuń
    2. Zerknęłam i zostawiłam komentarz pod tamtym postem. Jestem pod wrażeniem tak szybkiej reakcji z Twojej strony, to dobry znak :) Wbrew pozorom edycja tekstu jest istotną częścią samego pisania. W końcu ładnie podana na talerzu poprawa apetyczniej wygląda, czyż nie?
      Nie ma wykrętów od justowania, to najłatwiejsza część! Po prostu zaznaczasz cały tekst i klikasz Ctrl+J (chyba, że piszesz na GoogleDocs - wtedy to Ctrl+Shift+J).
      W języku polskim te zasady edycji nie są aż takie ciężkie. Przynajmniej mi się nigdy takie nie zdawały, podczas czytania książek jakoś tak mi się te zasady do głowy wbiły.
      W angielskich tekstach dialogi to koszmar - głównie do czytania. Tam niby używają cudzysłowów podwójnych, ale spotkałam się książkami gdzie używano pojedynczych. Wypowiedzi mogą się wkraść wszędzie, także w środku akapitu. Ba, czasem wypowiedzi dwóch różnych postaci potrafią się pojawić w tym samym akapicie, w taki sposób że nie ma się pojęcia kto co powiedział. Przynajmniej w pisaniu daje to jakąś swobodę.

      Usuń
    3. Błędy poprawione, za wyjątkiem tego łączenia zdania z "trzaskiem polan w kominku" i "tonem spokojnym". Mnie się właśnie jak jest podoba i w oczy kole złączenie, powiedzieć nie umiem, dlaczego tak. Justowanie zrobiłam w Wordzie, ale w Bloggerze tak łatwo to nie działa i pokombinuję przy wstawianiu opowiadania następnego (czyli jeszcze dzisiaj, ale na innego bloga). W sprawie wstawek dialogowych to w sumie muszę jeszcze zwrócić uwagę na zależności kropka-duża litera, z tego co widzę przynajmniej. Ja, by w książce takie rzeczy widzieć, muszę się bardzo pilnować. Jak się wciągnę to nawet nie wiem, kiedy się ze strony dziesiątej dwusetna robi. Kwestia dużych czy małych liter we wstawkach to mi umyka całkiem.
      Jeśli chodzi o "krwistą błyskawicę", to kolejne zaakcentowanie płonącego w tle kominka. Miałam tu na myśli blask płomieni w ostrzu się odbijający. Może to byłaby bardziej pomarańcz, ale czerwień tu mi jakoś bardziej pasuje ;)
      Tak trochę martwi mnie kwestia tej poprawy. Nawet nie chodzi o naukę tych zasad, to już raczej ogarniam. W tej chwili, biorąc pod uwagę tylko wątek mojej zabójczyni, mam ponad czterdzieści stron tekstu. A potem jeszcze może się okazać, że coś jednak pokopałam i ten sam błąd co trochę mi się przewija... Chociaż ten wątek na pamięć będę znać, dobre i to :D
      Mi akurat ostatnio coś książki ze schrzanioną edycją same się trafiają. A to wciąż imię głównego bohatera z innej litery piszą, a to dwie wypowiedzi dialogowe innych osób w jednej linijce są albo reakcja nie jest w żaden sposób oddzielona od części mówionej. Tak to jest, jak się na wyprzedażach poluje. Ale to już skrajność. W sumie w tekstach amatorskich trzeba się bardziej pilnować, bo nikt na to nawet nie spojrzy bądź się podda po stronie czy dwóch. Lepiej teraz poprawiać zacząć, niż potem rozpaczać, że se sto stron poprawić trzeba.
      Ja z angielskiego marna jestem i w tym języku z jedną książkę przeczytałam (może 50 stron). Nie wypowiem się, choć przyznaję- brzmi to strasznie. Sama tam wolę klasyczne polskie od reszty tekstu oddzielone, połapać się łatwo, przedobrzyć trudniej.
      I tak a propos- dziękuję za pomoc. To jedno opowiadanie już mi ze trzy osoby szczegółowo oceniały. Jedna wychwyciła błędy oczywiste, druga niepotrzebne słowa i zdania, na pierwszy rzut oka w porządku, ale po głębszym namyśle po prostu bezsensowne. Teraz jeszcze kwestię wyglądu mam z głowy... Chyba żadne moje opowiadanko nie jest w lepszym stanie :)

      Usuń
    4. Skoro Ci się podoba to zostaw, chociaż, ja bym to złączyła w jedno zdanie.
      Obawiam się, że ogień z kominka jest rzeczywiście pomarańczowy (chyba, że ktoś tam stront albo lit palił, bo one się palą na krwistoczerwony kolor, o ile dobrze pamiętam (studiowałam przecież chemię przez jeden semestr, duh)), więc krwista błyskawica brzmi tam śmiesznie i nie na miejscu. Nie złączyłam kompletnie tych faktów.
      Co do poprawy to powiem tak, jeżeli się jeszcze nie przyzwyczaiłaś to najwyższy czas i pora, jeżeli chcesz pisanie brać na poważnie (niestety, ja mam podejście, że jak coś się publikuje to już się bierze na przynajmniej umiarkowanie poważnie ;> ). Mój proces wygląda zazwyczaj tak, że coś napiszę, odstawiam to na chwilę, robię coś innego, a potem wracam by poprawić błędy (zazwyczaj przy pierwszym sprawdzaniu zmieniam połowę tekstu, bo mi się nie podoba). I tak przynajmniej ze trzy razy, i za każdym razem znajduję nowe błędy - zarówno ortograficzne, jak i merytoryczne. Robię tak niemal zawsze, niezależnie od tego czy będę publikować to gdzieś czy nie (a przed publikacją też jeszcze komuś wysyłam, by się upewnić czy czegoś nie przegapiłam, albo po prostu po opinię o samej treści). Nie twierdzę, że to najlepszy system i wszyscy powinni go stosować. Szczególnie, że ja zwykle piszę poszczególne sceny oddzielnie, więc mam mniejsze części do sprawdzenia niż czterdzieści stron. Może spróbuj po jednej stronie sprawdzać, a między nimi rób coś innego by mentalnie odpocząć? Jestem pewna, że znajdziesz dla siebie najwygodniejszy system, jeżeli jeszcze go nie masz :) Praktyka czyni mistrza.
      Dziękuję, że przyjmujesz tę pomoc! Zawsze się trochę cykam przed pisaniem takich komentarzy, bo nie chcę być źle zrozumiana. W prawdziwym życiu bardzo polegam na języku ciała, wyrazach twarzy i tonie głosu, kiedy z kimś rozmawiam, więc zwykle wiadomo o co mi chodzi. Ale przekazanie komunikatu słowem pisanym jest dla mnie niebywale ciężkie (przynajmniej czasem mi się tak zdaje).

      Usuń