28 paź 2017

Czarna Łapa cz. I

Rey zasiadł do wspólnej kolacji jak każdego wieczoru, razem z dziadkiem, matką i ojcem. Nie byli bogaci, zazwyczaj jadali zupy albo kasze z byle jakim mięsem. Chłopak zdziwił się więc, gdy dzisiaj przygotowano niewielką pieczeń. Po chwili zastanowienia przypomniał sobie, że jutro jest 31 października, święto duchów i wszelkich strachów hucznie obchodzone w Nordkapp. Mama zawsze na tę okazję szykowała coś smakowitego. Na zewnątrz, za oknami zapadł już zmrok. Ich chata była ulokowana z dala od innych domów osady, przez co, kiedy był mały bał się i nie mógł spać. Wydawało mu się, jak do okien jego pokoiku zaglądają straszne stwory, które chcą się dostać do środka i go porwać. Lecz na szczęście wraz z wiekiem to minęło. 
Jedli w milczeniu, gdy nagle na dworze rozległo się głośne szczekanie ich psa, dużego wilczura wabiącego się Gryz, który miał za zadanie pilnować bezpieczeństwa. Wszyscy popatrzyli po sobie niespokojnie. Za chwilę jednak zwierzę umilkło i rozległo się pukanie do drzwi.
- Ja otworzę - powiedział Rey wstając. Kiedy schwytał za klamkę i wyjrzał na zewnątrz zdziwił się, ponieważ nikogo nie zauważył. Chciał wyjść na podwórze, aby zobaczyć, czy nikt nie stoi na drodze, ale zorientował się, że pies zniknął, a sznur, do którego był przywiązany leżał urwany i postrzępiony. Chłopak wiedział, że pies sam tego by nie zrobił, pomyślał więc, że ktoś go ukradł. Ale po co wtedy złodziej miałby pukać do drzwi? Wrócił do domu i wszystko opowiedział rodzinie. Ojciec z matką od razu wyszli na zewnątrz sprawdzić, czy nie ma śladów, a dziadek widocznie się zaniepokoił.
- Nie martw się, odnajdziemy Gryza - rzekł do niego chłopak, lecz starszy mężczyzna popatrzył się tylko na niego ze smutkiem i nic nie powiedział. Wiedział, że dziadek bardzo lubił pupila, ale jednak podejrzewał, że chodzi o coś innego, poważniejszego, bowiem senior był chyba najweselszym członkiem ich rodziny. 
Kiedy nadeszła noc każdy poszedł do swojego łóżka zmartwiony i przygnębiony. 
Nazajutrz z samego rana, jak co dzień Rey poszedł do osady, aby zakupić jedzenie i inne potrzebne rzeczy. Lecz od razu, gdy zbliżył się do pierwszych domów, spostrzegł zamieszanie i mały tłumek huczący podniesionymi głosami przy jednym z nich. Zaciekawił się, o co chodzi, ponieważ w jego regionie odkąd pamiętał, nie działo się nic interesującego. Poszedł więc w tamtym kierunku, zapominając o obowiązkach. Gdy się zbliżył, zauważył w grupce ludzi swojego znajomego.
- Co tu się stało? - zapytał. 
- Spójrz na wejście do tamtego domu - odpowiedział mu tajemniczo. Na drewnianych drzwiach mieszkania rodziny Harlsonów widniały długie i głębokie zadrapania, wykonane jakby pazurami jakiegoś zwierzęcia.
- Kto to zrobił? 
- Zabójca... - odpowiedział chłopak drżącym głosem, a po chwili milczenia dodał, widząc pytający wzrok Reya. - Harlsonowie nie żyją. Wszyscy, nawet mały Roger...
- Ale jak? Jak to możliwe? - dopytywał się.
- Nie wiadomo. Widziano ich wszystkich razem wesołych i szczęśliwych, jeszcze wczoraj na spacerze. A dzisiaj rano sołtys, widząc te zdewastowane drzwi, chciał się dowiedzieć, co się stało, lecz gdy nikt mu nie odpowiadał wszedł do środka i ujrzał martwe ciała, leżące całe we krwi. Podobno tylko pani Garia ledwo co dychała. Gdy przy niej kleknął spojrzała mu w oczy i powiedziała słabym głosem "wróciła", po czym zmarła. Nie mam pojęcia, kto lub co wróciło, ale wydaje mi się, że sołtys jak i kilku ze starszyzny coś na ten temat wiedzą. 
Gdy Rey to usłyszał ciarki przeszły po jego całym ciele, ale poczuł też głębokie zainteresowanie tą tajemniczą sprawą. Postanowił, że postara się za wszelką cenę dowiedzieć jak najwięcej. Przybliżył się potajemnie do rozmawiającego z kilkoma innymi ludźmi sołtysa i schował za drzewem. 
- Ale jak to możliwe? Czy to, aby na pewno ona? - pytała się jakaś staruszka. 
- Dwadzieścia lat temu wydarzyło się dokładnie to samo... Tylko, że wtedy zamordowana została większa część mieszkańców. Nie mam wątpliwości. Czarna Łapa wróciła - wyszeptał sołtys. Na dźwięk tego imienia wszystkich zebranych przeszedł dreszcz.
- Nie możemy dopuścić, aby plotki o tym się rozniosły. Inaczej nasza osada opustoszeje na zawsze. Wieki tradycji... przepadną - kontynuował. 
- I pomyśleć, że to wszystko przez tego... 
- Chwila chłopcze, a ty co tutaj robisz? - krzyknął sołtys, przerywając swojej żonie, dostrzegłszy ukrywającego się Reya. - Uciekaj, nie ma tu czego szukać. Idź lepiej ostrzeż rodziców żeby zabarykadowali dzisiaj w nocy drzwi przed potworami. Jak widzisz rozpoczęły swoje święto dzień wcześniej. 
Z niechęcią usłuchał się polecenia dorosłego i odszedł od miejsca tragedii. Skierował się najpierw w kierunku straganów, aby zrobić zakupy. Wciąż po jego głowie błądziła ta nazwa ,,Czarna Łapa", mieszkał tutaj już od 17 lat, ale jeszcze nigdy o niej nie słyszał. Potem wrócił do domu i o wszystkim, o czym się dowiedział i podsłuchał opowiedział rodzinie. Na złe wieści matka zaczęła panikować, ojciec wziął się do zabezpieczania domu, a dziadek bez słowa zamknął się w swoim pokoju i nie wychodził stamtąd aż do zmierzchu. A on z początku starał się wypytywać, czy ktoś coś wie, ale kiedy każdy go zignorował, wziął się, jak co roku do przygotowania lampionów z dyni, które wedle starej tradycji miały odstraszać potwory i inne strachy. Ustawił je przed drzwiami domu. W głębi duszy miał przeczucie, że dzisiaj w nocy ich wyjątkowa moc przyda się jak nigdy dotąd.
Potem nadeszła pora świątecznej kolacji. Na stole stały już smakowite potrawy z dyniowym ciastem na czele. Rodzice z synem siedzieli sami przy stole, czekając na seniora rodu, lecz ten się nie pojawiał. 
- Rey, idź zajrzyj do pokoju dziadka - wydała polecenie matka. Lecz, gdy chłopak otworzył drzwi w środku nikogo nie zastał. Zauważył tylko otwarte okno przez, które wlatywał chłodny, jesienny wiatr.  
- Dziadek uciekł z domu! - zawołał, wpadając do kuchni. Rodzice spojrzeli dziwnie po sobie, po czym zerwali się ze swoich miejsc. Ojciec zaczął rozbrajać wcześniej zablokowane drzwi. Chłopak miał wrażenie, jakby coś przed nim ukrywano. Zaczynało go już takie traktowanie powoli irytować.
- Siedź w domu i nigdzie nie wychodź. Zamknij się szczelnie jak wyjdziemy. 
Pokiwał tylko z niechęcią głową w odpowiedzi. Kiedy wyszli, miał już brać się do zamykania drzwi, gdy nagle ktoś zapukał. Przeszedł go dreszcz, nie wiedział, czy miał otworzyć, ale przecież mógł to być jego dziadek. Po chwili namysłu uchylił je, lecz znowu nikogo nie było. Zaraz jednak dostrzegł w oddali w ciemnościach niewyraźny kształt. Bał się, ale jednak jego ciekawość i chęć rozwikłania tych wszystkich zagadek nie pozwalały zamknąć mu się w domu i cicho siedzieć pod pierzyną. Przełknął ślinę i ruszył do przodu, ale obce ciało oddaliło się i stało się jeszcze bardziej niewyraźne. Postanowił za nim podążyć. Z czasem dziwne coś zniknęło całkiem, ale on poszedł dalej w tym samym kierunku, którym wędrował. Kiedy znalazł się na polach, w oddali w blasku księżyca pod dużym, rozkraczonym drzewem dostrzegł kolejną postać, tym razem bardziej wyraźną, która jakby do kogoś wołała, ale nikogo innego nie zauważył. Gdy podszedł bliżej, zaczął dolatywać do niego głos, jakby znajomy. Zatrzymał się i zaczął przysłuchiwać.
- Słyszysz mnie? Wiem, że gdzieś tu jesteś. Miałaś... miałaś nigdy nie wracać, zapomniałaś? Ale skoro już tu jesteś, choć. Przyjdź do mnie, a potem, potem... - tajemniczy głos załamał się. Rey zorientował się zdziwiony, że to głos jego dziadka. Już miał do niego biec, gdy nagle usłyszał za swoimi plecami jakby warknięcie psa. Odwrócił się i spostrzegł w oddali w ciemnościach świecące oczy.
- Gryz?

1 komentarz

  1. Świetnie się czyta, opowiadanie trzyma w napięciu od pierwszego do ostatniego słowa. Historia naprawdę w klimacie i z niecierpliwością czekać będę na kolejne części. Postaci zarysowane, minimalistycznie, ale barwnie niczym u Prusa. Najbardziej dziadzio mi się podobał. Zaintrygowała mnie owa czarna łapa, jeszcze bardziej przez te sugestywne zmrużone oczka na dole. Jeśli chodzi o drobniutkie błędy to w zdaniu "Każdy poszedł do swoich łóżek" powinno być, albo "Każdy poszedł do swojego łóżka", albo "Wszyscy poszli do swoich łóżek", ale zdaje się że ci się te dwie formy nałożyły i wyszła taka kontaminacja (połączenie dwóch elementów pochodzących z różnych zwrotów lub fraz) Nie lubię horrorów, czy strasznych historii, ale to jest prawdziwy majstersztyk... czekam, czekam, czekam na kolejną część! ;) Cieszę się, że swoje wstawiłam wcześniej, bo taka byłam z niego zadowolona a przy tym to wypada naprawdę blado ;)I co najciekawsze to nie martwi mnie ;)Pochwał to tu nigdy dość ale pomysły mi się kończą - inaczej mówiąc brak słów.

    OdpowiedzUsuń