1 sty 2018

"Łabędzi Śpiew"

Drobne strzępki śniegu jak łabędzi puch okrywają skostniałą mrozem ziemię. Mróz kolczastymi dłońmi wyżyna na gładkich szybach lodowe kwiaty i nastroszone drobnymi igiełkami paprocie. Każde słowo zamienione w obłoczek pary, każdy szept przeobrażony w siwą mgiełkę niepewności zawisa w powietrzu i wibruje w zimowej ciszy zaskorupiałej w martwocie doliny. Gdzieś między kotarami leniwie snujących się w przezroczystym powietrzu płatków chwieje się i skrzypi chata z zawadiacko przekrzywioną strzechą. Przy oknie z filiżankami parującej herbaty zasiadała para młodych ludzi. Kobieta poprawiła dyskretnie wełnianą narzutkę i zaniosła się gwałtownym kaszlem. Młodzieniec przyglądał jej się chwilę po czym znów utopił czujne spojrzenie ciemnych oczu w szafirowej głębi nieba obsypanej dyskretnym blaskiem roziskrzonych gwiazd. Księżyc łagodnie prześlizgnął się po łagodnych rysach jego twarzy i spoczął na dziewczynie. Wzdrygnęła się mimowolnie, jakby od nagłego podmuchu mroźnego wichru.
- Łabędzie powracają... - mruknęła do siebie nieokreślonym tonem. Nie mógł określić, czy stwierdzenie to przynosiło jej ulgę, czy obudziło niepokój. Nauczony doświadczeniem starał się jednak milczeć, szczególnie teraz, gdy wiedział, iż kolejna pieśń może mieć katastrofalny wpływ na jej zdrowie. Z roztargnieniem począł międlić dłonią krawędź ozdobnej kamizelki. Z zamyślenia wyrwał go jej łagodny dźwięczny śmiech.
- Zapytasz w końcu czy najpierw zrobisz origami ze swego odzienia?
- Ja... ja... - próbował się tłumaczyć. Dowód "zbrodni" wysunął mu się spomiędzy palców i sterczał teraz nienaturalnie pomięty, jak kwiat ścięty przedwczesnym przymrozkiem. - może nie powinna pani... ze względu na stan zdrowia z pewnością...
- Byle nie pani, bo następnym razem dostaniesz za to w nos. O co chcesz spytać?
Poczerwieniał i zagryzł wargę jak zwyczajny uczniak. Jego dłoń bezwiednie powędrowała do góry i ugrzęzła w plątaninie kruczoczarnych kędziorów.
- O co właściwie chodzi z tym powrotem?
- Widziałeś, kiedyś łabędzia w zimie?
- Nie, dlaczego o to pytasz?
- W moim kraju wierzymy, że w zimie łabędzie powracają do swojej niebiańskiej ojczyzny. Opowiem ci jak było. I nie martw się o moje gardło, tej pieśni się nie śpiewa.
Słońce tam daleko za horyzontem świtu maluje niewidziane ludzkim okiem pejzaże, czerwienią róż, złotem pszennych kłosów i siwą mgłą. Przedwieczny ocean burzy się i spomiędzy wód jego otoczona wieńcem coraz szerszych pierścieni, atłasowych grzbietów fal wynurza się kobieta ideał. Nie wiadomo jakie ożywcze tchnienie wlało w nią życie, skąd pochodziła iskra rozniecająca martwą głębię i jakiego nadprzyrodzonego piękna odblaskiem była jej nieziemska uroda. Jej delikatne włosy sprężynowały przy każdym ruchu głowy, alabastrowa cera i oczy jak spokojny lazur wód. Policzki pokrył jej rumieniec nieśmiałości i chłodu, gdy zimne ciało wiatru otarło się o jej nagość. I wtedy najszlachetniejszy z ptaków rozmiłowany w jej zdumiewającym widoku wyrwał sobie piór kilka i odział ją w szatę zeń sporządzoną miększą niż obłoczne puchy. I zaśpiewał pieśń najpiękniejszą jaką świat nowo zrodzony z cienia kiedykolwiek słyszał. Był to łabędź. 
- A ta kobieta? - zapytał nie wytrzymując do puenty. Uniosła dłoń prosząc o ciszę i kontynuowała opowieść unosząc oczy w natchnieniu.
Kobieta ową była zaś Luna. 
Bogini ukochała miłosierne stworzenie, które pragnęło ulżyć jej pierwszemu niewinnemu cierpieniu i obrała sobie je za towarzysza. Dlatego właśnie nie zszedł on na ziemię, jak inne ptaki, a pozostawał u jej boku, jako wierny przyjaciel i sługa - radując ją swym widokiem i niebiańskim śpiewem, będącym najcenniejszym jego darem przeznaczenia. Nie długo jednak trwał spokój i nie dość było radości. Jak każde szczęście na świecie i to kończyć się musiało nagle, przedwcześnie, w pełnym rozkwicie. Oto bowiem powstał władca na północy i dumne jego serce uległo podszeptom mrocznych sił kłębiących się głęboko pod ziemią. A imię jego było Anhar i krew w nim płynęła tego co skazany na wieczne zapomnienie. Ludzie zaś żyli wówczas w powszechnej przyjaźni z nadzieją patrząc w przyszłość i nikt nie pragnął być ponad innymi. Owy król jednak zapragnął być najwyższym z wszystkich, bo wierzył, że tylko wówczas pozna całą prawdę i będzie mógł obdarzyć swych braci szczęściem jakiego dotąd nie znali. Nie pragnął on szukać Tego, od kogo pochodzi, to co jest, lecz sam pragnął stanowić o bycie. Zaprzedał, więc swą dusze siłom piekielnym i w zamian otrzymał niewielką paczuszkę, a ten co jest głosem mroku przemówił:
- Rozsyp te ziarna po całej ziemi, a wówczas powstanie naród przeciw narodowi i brat przeciw bratu miecz podniesie, lecz ja cię wesprę i ty będziesz najokrutniejszym z nich.
- Co to znaczy być okrutnym - zapytał książę, bo ludzie wówczas nie znali wojny i krwi rozlewu. Głos mroku roześmiał się wstrząsając filarami ziemi podnosząc tabun błędnych pyłów i oparów szaleństwa i żądzy.
- Cóż znaczy być okrutnym... być okrutnym znaczy być wielkim. 
I znów ciemnym korytarzem z wnętrzności ziemi wyszedł władca północy na powierzchnię, lecz już nie ten sam, co zstępował w otchłań. Serce jego było odmienione i oczy zamknięte, a w dłoni zaciskał kurczowo płócienny woreczek. Śmiało wkroczył do pałacu, choć nie miał już prawa weń wstępować i sięgną po potęgę, nad którą nie godzien był panować. W komnacie o kryształowych żyrandolach, gdzie stropy lustrzane dźwigały kolumny z lodu rozbił szkatułę, której pieczy powierzono wszystkie cztery wiatry. Salę wypełniło wycie i skowyt dzikich bestii spuszczonych z przedwiecznej uwięzi. Szarpały się wściekle miotając drobne iskierki śniegu zalegającego posadzkę. I nagle tuż przed nim ukazała się w księżycowej poświacie w wirze spłoszonych śnieżnych drobinek...Ona. Bogini z włosem rozwianym w pełnym rynsztunku, lecz z twarzą łagodną i wilgotnym okiem. Uśmiechnęła się do niego ze smutkiem i pokręciła głową rozsypując fale lśniących włosów. Lecz on jej nie widział. Dłonie powoli otworzyły niewielką paczuszkę i rozdarł ją z tak przenikliwym zgrzytem jakby cały świat począł nagle pękać jak zbutwiała zasłona. 
- Porwijcie wichry to ziarno i podpalcie świat, bym ja mógł ugasić pragnienie ludów
Harda bogini rozbłysła gwiezdnym światłem i zniknęła wracając do swej siedziby, a wściekłe bestie rozniosły po świecie ziarna nienawiści. 
I padła Luna w swej komnacie na kolana błagając swego Mistrza o miłosierdzie nad ukochanym ludem, lecz gniew rozpleniał się szybko i kolejnych żądał ofiar. I wystąpił wówczas białopióry i rzecze:
- Pozwól o pani bym zszedł na ziemię i poniósł owo brzemię dla ciebie. Ja i moi bracia zjemy owe ziarna, co miały posiać nieprzyjaźń między tymi, których umiłowało twe świetliste spojrzenie, a gdy mój czas się dopełni powrócę do ciebie.
Skinęła głową bogini i ucałowała na pożegnanie swego przyjaciela. 
Tak sfrunęły świetliste ptaki i pokryły ziemię swym miękkim puchem, którego przypomnieniem jest dzisiejszy śnieg. A było to właśnie tego dnia, którego dziś obchodzimy święto księżyca. I zjadły stada łabędzi zgubne nasiona. Lecz grzeszny zasiew ugrzązł w ich gardłach odbierając im głos. Dlatego właśnie rodzą się łabędzie szare jakby z gniewu przejętego po przodkach, bo nasienie nigdy nie umiera, i stają się później coraz bielsze, coraz delikatniejsze, aż gdy wewnętrzna miłość pokona w nich nasienie zguby, dobywają z siebie najpiękniejszą pieśń i zaraz potem powracają na łono ukochanej bogini. Lecz nie wszystkie. Niektóre strzegą miłości i poezji i tylko dziś w rocznicę swej ofiary wstępują do Nadniebnych gmachów. Są też takie co przejmują na siebie nie tylko zaczątek, ale i całą winę ludzkości. Te zaś mają ciemne pióra i nigdy nie doświadczają ocalenia, aż przy końcu świata otrzymają swą nagrodę. Widzisz tą konstelację na północy, to łabędź. A dziś jest jego święto.

1 komentarz

  1. Jak zwykle świetnie napisane opowiadanie z wciągającą historią i odpowiednim klimatem! Łabędzie to cudne ptaki, które fajnie wykorzystałaś w swoim opowiadaniu :) A i ten Anhar bardzo ciekawa kreacja postaci. Gratuluję opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń