2 sie 2017

Zapomniane karty - Kraina Krańca



Na polach szalała śnieżyca i mroźny wicher szastał kryształkami lodu rozbryzgując ich kolczaste drobinki o czerwone policzki zbłąkanych wędrowców, którzy byli na tyle głupi lub zdesperowani, by przedzierać się przez góry przy tak niekorzystnej pogodzie. W karczmie nalanej ciepłym blaskiem pochodni było jednak ciepło i przytulnie, na tyle, by oparłszy się o drewniane boazerie zapaść w odrętwiającą drzemkę. Nie było zresztą lepszych zajęć na tak ponury wieczór, a moje natchnienie od wielu dni nie dawało znaków życia. Być może przemożnym wysiłkiem woli udało mi się wyswobodzić spod władania mocy, których nie rozumiałam, a które w mym ciele czuły się jak u siebie. Nasunęłam ciemny kaptur głębiej na twarz i pochyliłam się nad kubkiem gorących ziółek. Gwar wypełniający salę spokojnie mógł się równać z poświstem wiatru ocierającego się o malowane szronem szyby i tylko w pełnych pasji gestach gości o nosach zaczerwienionych od rozgrzewających trunków przejawiało się życie znacznie gwałtowniejsze i gorętsze. Nagle drzwi rozwarły się i do wnętrza wtargnął podmuch przenikliwego zimna skupiając rozgoryczone spojrzenia stałych bywalców na nowo przybyłym, czy też przybyłej, bo pod grubą warstwą futer i osiadłych na nich płatków śniegu nie można było rozpoznać płci gościa. Opatulona postać tupnęła kilka razy nogami pragnąc je zapewne oczyścić i odłożyła wierzchnie odzienie na wieszak. Mężczyzna, którym okazał się być przybysz skierował się w stronę karczmarza w drodze unikając fruwających w powietrzu kufli wznoszonych zamaszystym gestem. Wytężając swe magiczne zdolności zdołałam uchwycić strzępki rozmowy. Desperat wyraźnie próbował dowiedzieć się czegoś na temat naszych wierzeń i obyczajów bredząc coś o jakiś zapomnianych kartach, misji, posłannictwie. Jakkolwiek życie moje nie może być uznane za zwyczajne, zawsze wzniosłe słowa wydawały mi się paplaniną bez celu, lub wypranym z treści frazesem. Przyszłość jednak jak czułam miała mnie na dłużej zetknąć z owym człowiekiem, więc starałam się dowiedzieć o co właściwie mu chodzi. Wreszcie niezastąpiony w wyszukiwaniu innym zajęcia Hajron wskazał mnie palcem i nawiedzony skierował się w moją stronę. Szybko uniosłam kubek udając, że z wielkim zacięciem sączę zawarty w nim napój, którego prawdę powiedziawszy na moje nieszczęście nie wiele zostało, co nie pozwalało mi na zbyt długie przeciąganie tej komedii.
- Słucham! - mruknęłam wreszcie nie zbyt uprzejmie nie kryjąc swej irytacji, jakby przerwano mi jakąś niezmiernie ważną czynność. Mężczyzna zaczął się rozwodzić nad tym, że pragnie lepiej poznać wszystkie kraje i ich wierzenia, że szuka nieprzemijających wartości i zaginionych historii i że wydaje mu się, że mogłabym mu pomóc, wnioskując z tego co powiedział mu oberżysta.
- Słuchaj dalej takich doradców, a daleko zajdziesz - prychnęłam pogardliwie - nie zajmuje się tym już i ten tam co ma wodę, czy raczej wódę, zamiast mózgu powinien o tym pamiętać. Dość mam robienia za atrakcję.
- Wspominał o tym, ale... mogę hojnie to pani wynagrodzić
- Ohoho, żeby tak od razu pani. Wystarczającą nagrodą będzie jak wreszcie zechce szanowny pan zająć się swoimi sprawami, a dla pana wiadomości nie wszystko i nie wszystkich da się kupić
- Nie chciałem pani urazić, ale...
- Uwierz, nie łatwo mnie urazić - mruknęłam i ostentacyjnie zwróciłam się w stronę okna.
Guzik mnie obchodziło, czego się oczekuje w tym kraju po istotach mojego pokroju. Niech sobie sami snują opowieści o dziejach Krańca Świata, a ja zajmę się w spokoju moją własną historią, która ostatnimi czasy bez tych wizji i snów malowała się w coraz piękniejszych barwach. Znałam doskonale możliwe zagrożenia stosowania ziółek, które właśnie piłam, ale przecież był to jedyny sposób, a i to nie zawsze skuteczny. Zawodził tak jak i te bawełniane rękawiczki.
- Proszę, przybyłem z tak daleka - jęczał przybysz. Niespodziewanie chwycił mnie za rękę i znów zalała mnie ta nieprzyjemna fala obrazów. Zerwałam się z trudem łapiąc oddech.
- Zadowolony?! - fuknęłam. Wiedziałam już, że żadne zaklęcia ni mikstury mi nie pomogą.
- Ja chcę tylko dostać parę rękopisów chociaż.
- Skąd przyszło ci do głowy ze posiadam coś takiego?!
- Podobno ty najlepiej znasz historie
Pokręciłam głową śmiejąc się lekceważąco.
- My nie zapisujemy tego. Pieśń służy do śpiewania.
- Zaśpiewaj mi zatem - upierał się
Westchnęłam z rezygnacją pewna, że wariat nigdy się nie odczepi.
- A dasz mi wtedy spokój? Jedna pieśń i odejdziesz tak?
- Oczywiście - odparł
Ale ja wiedziałam swoje. Nikt kto zasmakował magii pieśni nie rozstaje się z nią łatwo. Szczególnie jeśli serce ma wrażliwe a umysł otwarty. Zaraz więc dodałam pod nosem:
- Akurat
Wielka Pieśń

Wielka pieśń odśpiewana Wędrowcy z Dalekich Krain przez pieśniarkę Wiliję Ibes

PS. Poszczególne mity będą dodawane w postaci odsyłaczy od tytułów i pojawią się już wkrótce.

1 komentarz