14 sty 2017

Ravenhir





"For the Witcher, heartless cold, paid in coin of gold
He'll come. He'll go, leave naught behind but heartache alone"

Ravenhir Wiedźmin Mutant starszej generacji Problemy z moralnością Powrócił na kontynent i postanowił przywrócić do życia wiedźmińską szkołę spod znaku Kruka Czasem nie odróżnia człowieka od potwora


"As the Witcher, brave and bold, paid in coin of gold
He'll chop and slice, gut and dice you, eat you up whole.
Eat you whole."

[Tak, wiem, zajumałem wizerunek Geralta. 
Wszystko to przez to, że Ravenhirowa podobizna wymaga odświeżenia,
i nie wiem kiedy to nastąpi.
Jeśli chodzi o umiejki, bazuję na wiedzy głównie z książek.
Postać mocno wyskillowana jeśli chodzi o walkę, raczkująca moralnie
i emocjonalnie.
Mile widziane postaci podróżujące. Przydałaby się też jakaś młoda, 
nadająca się na adepta/tkę do wiedźmińskiej szkoły.  ]




19 komentarzy

  1. Witam serdecznie :D Życzę dużo pomysłów, weny, wątków i miłej zabawy :) Wiedźmin bardzo ciekawy :) zapraszam do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. [Aż jestem w szoku, że blog się doczekał nawet wiedźmina.
    Cóż, Shantir na adeptkę na wiedźmina się nie nadaje, ale jest młodą osobą podróżującą - może się nada? :D
    Porywających wątków. ;)]

    Shantir

    OdpowiedzUsuń
  3. [ W końcu jestem po przeczytaniu wszystkiego i gratuluje dobrej roboty. Podziwiam za umiejętność opisywania walk, bo sama nigdy nie napisałam jej zbyt dobrze. Wiedźmin wyszedł dobrze, do tegojeszcze wizerunek Geralta. Cud, miód, malina.
    Zapraszam do siebie w razie chęci i powodzenia z mutantem.]

    Nari

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ależ nikt nie mówi tutaj o bezinteresownym ratowaniu dam z opresji. Zresztą, czasy, w których Shantir potrzebowała pomocy już dawno minęły i minęły też długie miesiące, zanim ktokolwiek jej pomógł. :D
    Możemy się pobawić w umoralnianie, chociaż mi się pojawił też i taki pomysł. Ravenhir mógłby kojarzyć Shantir jeszcze z tych kilku miesięcy, kiedy zarabiała na siebie jako ulicznica - nie wiem, był klientem, widział, cokolwiek.
    Teraz natomiast spotkali się ponownie - i Rav mógłby ją wziąć za damę do towarzystwa tylko już lepszego sortu. Mógłby się odrobinę zdziwić, gdy okazało się, iż Shantir jest badaczem.
    Poza tym - potrzebujemy ochroniarza, tak tylko zaznaczę. Ochroniarzom się płaci. :D]

    Shantir

    OdpowiedzUsuń
  5. [Pomysł mi się podoba :D zaczniesz? ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [wpadam przywitac i chociaz podrozojaca nie jest to i tak zapraszam ;) jesli chce jest ^^]

    Vaire

    OdpowiedzUsuń
  7. [mozna dac tej wiosce jakas przystan. Acz potrem bym tego nie nazwala bo to malenka wies nizby miasto portowe. Co za tem idzie.. co tez wybierzesz bedzie dobre ;)]

    Vaire

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dzięki! Aczkolwiek moja wina, nie pomyślałam, że mogą dobijać wiekowe sprzęty. Huh. Wątków zazwyczaj nie odmawiam, ale czy jest jakiś pomysł, czy burza mózgów? ;)]

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  9. [Pomysł z bestią nie wydaje się najgorszy, ba, jest natwe bardzo dobry. Na wyspę mogłaby dostać się jakaś bestia, które zagrażałaby zamieszkującym tu zwierzętom, jak i ogólnie wszystkiemu. Obecność uzbrojonego mężczyzny na początku mogłaby nie spodobać się Fobosowi, ale w przypadku upolowania cholerstwa, które zabija ostatnio zbyt wiele parzystokopytnych byłaby wybawieniem. ;)]

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  10. [Z tym wyniuchaniem na kilometr to może nie przesadzajmy, ale dość łatwo odnaleźć kogoś, kto na pewno nie jest lekki jak piórko, a idzie przez puszczę, gdzie gałęzie trzaskają pod jego stopami, co nie? XD
    Jeśli tylko masz chęć na komizm to można by jakąś pułapkę zastawić, ba, i nie musiałby tego nawet robić Fobos, a mógłby ktoś z innych przybyłych na wyspę, ot... :D Jakieś wnyki, klata, czy zwykła lina oplatająca się wokół nogi i wciągająca na drzewo... ;)]

    lekki jak piórko Fobos

    OdpowiedzUsuń
  11. [to mala spokojna wioska, wiec ludzie sa ostrozni, ale jesli komus cos potrzeba lub potrzebuje roboty to skorzy sa ja dac, gdyz brakuje rak do pracy]

    Vaire

    OdpowiedzUsuń
  12. Pomimo deszczu padającego bez przerwy od kilku godzin, gęstszej niż zwykle mgle i niespokojnym zwierzętom skupiał się na odgłosach innych, zewnętrznych. Tych, które płynęły do jego uszu, jakby wszystko działa się gdzieś obok.
    Stał się czujniejszy, gdy na wyspę dostało się coś, co nie było człowiekiem, bo zbyt wielkie czyniło szkody w roślinności, a nieopisane pośród zwierzyny.
    Wysunął się spod rozłożystej gałęzi częściowo chroniącej go przed ciężkimi kroplami deszczu i pomknął ku dźwiękom, które z każdym przebytym metrem były co raz wyraźniejsze. Nie brzmiały, jak rozmowy, nie były też warkotem wściekłego zwierza, choć... gdyby tak nazwać język, którego używał ten mężczyzna.
    Fobos zatrzymał się w bezpiecznej odległości, kilkunastu metrów i przyglądał się potężnej męskiej postaci zwisającej głową w dół. Westchnął, widząc że przybysz męczy się z pułapką zastawioną zapewne przez któregoś z przybyszy którzy pragną wyeliminować wszystkich innych chcących sięgnąć po skarby wyspy.
    Trzymając ręce wzdłuż ciała powoli zbliżał się do mężczyzny. Przyglądał mu się uważnie, zaś krocząc nie poczynił żadnego hałasu.
    – Mokre liny, tępy nóż – sięgnął po swoje ostrze i jednym ruchem przeciął linę, nie uprzedzając o tym uwięzionego. I w ciągu kilku sekund stał w tej samej pozie, co przed chwilą. – Panie, cóż sprowadzę cię w tak fatalny dzień na wędrówki tymi kniejami?
    Zadał pytanie czujnie obserwując przybysza, jednego z niewielu któremu zdecydował się pomóc.

    Fobos uprzejmy, jak nigdy

    OdpowiedzUsuń
  13. Skrzywił się widząc upadek przybysza, jakby sam runął na ziemię, jak kłoda. Spotkania z ziemią nigdy nie były przyjemne, chyba że lądowało się, jak kot, zawsze na czterech, albo chociaż na dwóch – nogach. Upadek na ręce mógłby się źle skończyć.
    Nie spodobało mu się spojrzenie gościa, jakby mówiło, że początkowo wziął go z kogoś innego. Jednakże milczał, dalej dość nieufnie stojąc kroków kilka wstecz, jednakże z mieczem schowanym w pochwie, ale dłońmi niczym niezajętymi, gdyby sytuacja wymagała ponownego użycia ostrza.
    – Szkarada... – mruknął, choć nie zabrzmiało to zbyt groźnie, na tle głosu obcego przybysza. – ... zabija moje stworzenia.
    Dość szybko powiązał całą sytuację, obecność i wypowiedź wiedźmina, jak przedstawił się jegomość.
    – Więc twa obecność nie jest przypadkiem, a jak mam nadzieję, nie jest planem grabieży... – odrzucił nieco włosy do tyłu, które chwilę wcześniej zsunęły mu się na ramiona nazbyt okalając jego twarz, jakby mokrym całunem.
    – Są jeszcze większe potwora, niż ludzie... – westchnął. – Jam, Fobos, nieodłączna część tego spokojnego królestwa. W misji twej nie zamierzam być zwadą.

    Fobos, co dobre serce, w swoim stylu, okazuje

    OdpowiedzUsuń
  14. [No mua!
    E tam, idź Ty głupi! U mnie też przydałyby się jakieś powiązanka. Ale to póóóźniej...
    Co z tym ziołem dla Rava? :D]

    Epius

    OdpowiedzUsuń
  15. [No tak. Dwóch siwych degeneratów, co może pójść nie tak?
    Zastanawiam się, czy nasze postaci mogło coś połączyć w przeszłości. Na zasadzie jedno ratuje skórę drugiemu.
    Chodzi mi też po głowie motyw z przeklętą karczmą. Taką, w której dzieją się dziwne rzeczy i z której właściwie nie można się wydostać no bo... jest przeklęta. Na początku dużo śmieszków, a potem okazuje się, że jest nie lada problem. Nie wiem, czy to do czegoś się nadaje, ale głupio przychodzić tak z pustymi "ręcyma", a czterdziestostopniowa gorączka ani trochę nie pomaga w myśleniu.]

    Dobrawa

    OdpowiedzUsuń
  16. [No tak. Wiedźmińskie medaliony reagowały na każdy przejaw magii. Z tym, że jak już wejdzie do środka, to po ptokach, więc tutaj nie widziałabym większego problemu, bo trudności z wydostaniem się na zewnątrz pozostają. Większy problem jest w tym, co zrobić, żeby nie postanawiał wychodzić od razu. Nie pamiętam już jak to było z podatnością na magię? Może coś "wisieć" w powietrzu? Jakiś dymek z grzybków halucynków, hah.]

    Dobrawa

    OdpowiedzUsuń
  17. [Yup, to znacznie sensowniejszy pomysł, trzy razy tak, przechodzi dalej.
    No dobrze, to potrzebujemy ustalić coś jeszcze, czy ruszamy z tym cyrkiem?]

    Dobrawa

    OdpowiedzUsuń
  18. Wyjście do ludzi byłoby dla niej samobójstwem, dlatego jedzenia szukała wśród lasów znajdując tu jedynie drobne owoce, grzyby czy korzonki, jakie szybko bunkrowała w starej chatce jaką znalazła nieopodal wyjścia z lasu. Niestety, akurat dziś nie miała co włożyć do ust, dlatego wyszła na nowo w las zapuszczając się tym razem coraz dalej w poszukiwaniu czegoś godniejszego niż zwykłe korzenie czy nadgniłe owoce. Mimo, że las dawał jej wszystko co miał do zaoferowania, ona chciała więcej. Marzyła wręcz o lepszych warunkach i przede wszystkim o jedzeniu, o tych soczystych owocach i świeżo upieczonych warzywach, jakie serwowano jej często do jedzenia. Zamiast pachnących cynamonem jabłek, znalazła kilka muchomorów i ślady krwi ciągnące w dalekim kierunku, gdyby nie rżenie zwierzęcia już dawno uciekłaby do siebie. A tak się zatrzymała, wsłuchując się w ciężki oddech zwierzęcia, aby zaraz ruszyć w poszukiwaniu zwierzęcia. Pewnie był ranny i jako przyszła, najwyższa kapłanka musiała uratować każdą żywą istotę, więc po prostu zaczęła go szukać. Nie byłaby też sobą, gdyby po prostu udała, że nic nie widzi i pozostawiła kogoś na pewną śmierć. W końcu go odnalazła i pierwsze co dostrzegła, że to nie zwierz potrzebuje pomocy, a rosły mężczyzna uwieszony na szyi konia, do którego nieco później podeszła wolniej łapiąc go za uzdę.
    - Spokojnie- szepnęła, patrząc z daleka na konającego mężczyznę. Wątpliwości nie targały nią nawet przez chwilę, po prostu poprowadziła zwierzynę do swojej chatki, chcąc zająć się krwawiącym wojownikiem.

    Zatamowanie krwi nie było wcale łatwe, jednak trudniejsze okazało się zdjęcie z niego całej zbroi i sprawdzenie jego obrażeń. Mimo to, poradziła sobie dobrze, bo krew nie płynęła już z jego ran w takich ilościach, ale mężczyzna dostał wysokiej gorączki którą musiała zbić. Zajęcie się ogierem również nie należało do łatwych zajęć i teraz siedziała przy nieznajomym, chcąc zobaczyć w jakim jest stanie. Minęły już dwa dni, a ona nadal się nie obudził, a przynajmniej tego nie zauważyła i nawet przez moment zastanawiała się, czy to nie jest jakiś umarlak chcący ją zabić. Ale nadal przy nim trwała, jedynie przez swoje miękkie serce i przez wzgląd na swoją ukochaną Boginie.

    Nari

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie wierzył w zapewnienia przybyszy, że nie interesują ich skarby, bądź nie wierzą w ich istnienie. Wychodził z założenia, że większość, jak nie każdy liczył, że skutecznie omami drugą osobą, by osiągnąć swoje zamierzenia. Jednak dopuszczał opcję, że są gdzieś tacy, którzy mówią prawdę. Było ich niewielu. Istniała zaledwie garstka osób dla której Wyspa Mgieł nie była kolejnym punktem na mapie z opisem "do złupienia".
    Fobos był, najzwyczajniej, zdystansowany i wolał poddawać wszystko wątpliwości, choć nie mówił tego na głos, to w myślach negował pewne sprawy. Wolał się później mile zaskoczyć, niż zawieść.

    Skinął głową na zapewnienia mężczyzny. Przyglądał mu się w milczeniu, gdy ten próbował pozbyć się nadmiaru błota ze swego odzienia jakże różnego od tego, które miał na sobie Fobos. Zainteresowany tym, co w kolejnym zdaniu zawarł wiedźmin.
    Jasnowłosy skłonił się, okazując mu należny szacunek, gdy przybysz przedstawił się.
    – Ravenhirze z Bardzo Daleka, słysząc twoje słowa, głupim był bym, gdybym posłał cię w diabły, bądź pozwolił by las pochłonął cię, jak wiele innych istnień. Gotów jestem zgodzić się, byśmy podjęli się wzajemnej pomocy, dla mojego, jak i twojego spokoju, jakże zapewne i twojej nagrody za łeb stwora. Czyż nie dalej to funkcjonuje w ten sposób, nagroda za głowę?
    Przez jego oblicze przemknął cień uśmiechu.

    całkiem kulturalny Fobos

    OdpowiedzUsuń