20 sty 2017

One sure mark of a fool is to dismiss anything that falls outside his experience as being impossible.




Verarynea Valovion | 73 lata | Xaresya | mag
Vera | Badacz | nekromanta | wrzód na tyłku
Pochodzi ze średniej szlachty. Jej rodzina, a raczej ród jak jej rodzice zwykli ją poprawiać, od zawsze parała się magią na wiele sposobów. Zawsze marzyli o tym by jeden z nim został wybrany przez Zimową Gwiazdę. Na małej Verarynei ciążyły wielkie nadzieje. Ale jak to z nadziejami bywa, nie zawsze się dostaje to czego chce, a z czwórki rodzeństwa najbardziej utalentowane (chociaż najniższe) dziecko musi wszystkich zawieść.
To nie tak, że nekromancja była zakazana. Po prostu niezręcznie było o niej wspominać przy obiedzie. W jej rodzinie nic się nie robiło otwarcie, zawsze się owijało w bawełnę, plącząc wszystko niepotrzebnie. Chcieli się jej pozbyć, ale zajmowało im to już tyle czasu, że sama postanowiła opuścić rodzinny dom wyruszając na poszukiwania swego miejsca w świecie. Zainteresowała się historią. Zaczęła pracować z przeróżnymi uczonymi, pogłębiając swoją wiedzę. Dołączyła do Badaczy gdzieś w między czasie. 
Nie mieszka na cmentarzu, nie jest otoczona żywymi trupami. Lubi miękkie łóżka i długie kąpiele, a to zaklęcie do reanimacji zwłok nie jest takie proste jak się wydaje. Nekromancja powinna się najpierw kojarzyć z wróżeniem, a dopiero potem ze wszystkim innym. Polega ona głównie na przyzywaniu duchów w celu wypytania ich o przyszłość, teraźniejszość i przeszłość. Im silniejszy duch, tym więcej ma informacji, ale też ciężej jest go utrzymać w ryzach, by nagle nie umknął i nie zaczął masakrować każdego kogo spotka na swej drodze. Ale profanacja zwłok też się jej zdarza, i może raz czy dwa opętała czyjś umysł, by doprowadzić go do szaleństwa (ale to za dużo roboty), chociaż im to się należało (chociaż nie pamięta za co, może użyli jej pełnego imienia?). Niektórzy by nazwali owe duchy demonami, ale dla Very to kwestia gustu.
Zna trzy języki martwe, ciągle uczy się nowych. Nie pamięta ile to już razy wpadła do jakiejś dziury, która okazywała się być potem jedynie częścią jakiś tajemniczych ruin. Jest to głównie spowodowane tym, że jak słyszy pogłoski o tym, że coś gdzieś można znaleźć, to leci tam na złamanie karku. Najlepiej pracuje jej się samej, rzadko kiedy współpracuje z innymi badaczami. Niewielu zresztą ma do niej cierpliwość. Chyba na przekór swojej rodzinie, ona sama stara się mówić wszystko prosto z mostu. Takt to dla niej rzecz drugorzędna, najważniejszym jest by przekazać informacje w szybki sposób. Rzadko kiedy myśli nad tym co mówi i nie wszyscy za tym przepadają.
Zawsze jest w ruchu, zawsze gdzieś zmierza. Nie stoi w miejscu, bo nie ma gdzie stać. Jej miejsce w świecie zmienia się z każdym nowym odkryciem, a zawsze też szuka kolejnego.
A także smoki. Smoków nigdy za wiele.

Magic can’t be made safe and it can’t be destroyed. Fear makes men more dangerous than magic ever could.



OPOWIADANIA:
1. Skąd.



Odpisy nie po kolei, w weekendy jak wena przyjdzie. Będę odpowiedzialnym studentem. NEVERMIND.
[whoop, whoop!
nekromancya wg Kieckhefera, Dragon Age'a i starożytnych Greków (that's how I roll).
mam więcej lore, ale nie chce mi się opisywać, więc tego no. whoops?
lubimy na śmiesznie i głupie żarciki. also: dragons.
istoleasweetroll@gmail.com, daję świetne życiowe rady.]

credits:
art: shamiana
tytuł:TESV (Farengar Secret-Fire, mah dragon nerd <3)
cytaty: Dragon Age II (Flemeth i Merrill, HEHE)

44 komentarze

  1. [Cześć,
    zacznę jakże optymistycznie: czy my się aby skądś nie znamy?
    Dużo weny, pomysłów i wiaaaadomo. Endżoj. ]

    Dobrawa

    OdpowiedzUsuń
  2. [Poznaję Cię bardziej po stylu i po nicku niż po postaci ;) Nie miałaś przypadkiem już wcześniej jakiś postaci, które maczają paluszki w nekromancji? Albo elfów, co lubią świecidełka bardzo?
    AAAGHHRRRR... tak bardzo chcę wiedzieć.
    No i zapytać chcę również, czy miałabyś może chęć na wątek z wiedźmą z rudym charakterem.]

    Dobrawa

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nie pamiętam jak elf miał na imię, ale wiem, że nie miał dłoni którejś. I bardzo, ale to baaardzo lubił świecidełka. Spotkanie w ruinach zawsze spoko. Tak po prawdzie, to mam taką małą, ogólną wizję tego, jak nasze panie lubią się w ten specyficzny sposób, gdzie zawsze w powietrzu leci świeża wołowina, jeśli wiesz, co mam na myśli. Dobrawa może zechcieć się w tych ruinach ukrywać przez jakiś czas przed wiedźmami z sabatu i wtedy obie mogą wpaść w jakieś tarapaty. Jakieś duchy, klątwy i tym podobne cuda?]

    Dobrawa

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam oficjalnie :D życzę na start dużo natchnienia, fajnych pomysłów i miłego pisania ;) zapraszam też do siebie :D mam taki pewien pomysł, że Cass chciałby skorzystać z usług nekromantki aby kogoś przywołać a potem działy by się różne dziwy :D

    OdpowiedzUsuń
  5. [niech będzie opcja druga ;) to kto zaczyna?]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hah, świetny pomysł! Już widzę te dialogi typu "Ty stara ruro!" "Kogo nazywasz starym, kłopouchu?!" Czy cuś w ten deseń. Generalnie lajkuję. Mam zacząć? :)]

    Dobrawa

    OdpowiedzUsuń
  7. Wędrówki po świecie w środku zimy, zwłaszcza w starczym ciele nie należały do przyjemności. Choć z jednej strony zawsze znalazło się jakieś schronienie w karczmie przy ogromnym kominku, gdzie karczmarz za parę miedziaków poczęstował wodnistą polewką, to jednak Dobrawa uważała, że zasługuje zdecydowanie na więcej. Nawet ona musiała przecież zrobić sobie wolne od starości. Zwłaszcza, że miała taką możliwość.
    Na ruiny trafiła przypadkiem. Być może podświadomie przyciągnięta tam tętniącą z tego miejsca magią, jednak to nie było wtedy ważne. Najważniejsze było to, że tkwiły z daleka od wszelkich siedzib ludzkich. I na tę jedną noc mogły stać się jej małym królestwem.
    Weszła do środka, sondując wnętrze prostym zaklęciem, które miało wyszukać wszelkie pułapki. Nie zamierzała zapuszczać się głębiej, niż to konieczne. Niewielka wyrwa w ziemi doprowadziła ją do niedużego pomieszczenia z niskim sufitem. Tutaj, póki co, było bezpiecznie. Jak na razie.
    Zabezpieczyła wejście potężnym zaklęciem, aby uniemożliwić wtargnięcie niepowołanym osobom. Dopiero wtedy zrzuciła skórę. I to dosłownie. Starcza, pergaminowa, pomarszczona powłoka zaczęła się łuszczyć, ustępując miejsca gładkiej, zbyt bladej cerze. Mlecznobiałe włosy najpierw przybrały odcień różu, by następnie stać się krwistoczerwone i całkowicie odzyskać swój pigment. Plecy wyprostowały się, a piersi wróciły na miejsce. Bo każdy wie, że podstawą dobrego samopoczucia są jędrne cycki.
    Wygładziła na sobie ciemnozieloną suknię, która w tej chwili była jedynie iluzją nałożoną na starą, wełnianą kieckę. Dobrawa rozejrzała się dookoła i machnęła dłonią, a w powietrzu zamigotały niewielkie płomyki, rozświetlające ciemność. Podeszła do ściany i dotknęła oplatającego ją bluszczu, który zaczął rozrastać się w szybkim tempie, tworząc coś w rodzaju hamaka, na którym położyła się wiedźma. Zmiany następowały dalej, przeobrażając opustoszałą, zawilgotniałą piwnicę w niemal bajkową komnatę. Brakowało tylko prawdziwego wina, owoców i prawdziwego mężczyzny. Ewentualnie dwóch. No, trzema też by nie pogardziła.
    Odetchnęła głęboko, rozkoszując się zapachem roślinności i magicznych kwiatów, które tłumiły odór stęchlizny. Było naprawdę miło. Może powinna zostać tutaj na dłużej? Odpocząć od tego wszystkiego. Być może na trakcie znajdzie się jakaś przystojna, samotna dusza, którą uda jej się tutaj zaciągnąć. Wtedy już nie będzie miała wielu powodów, aby opuścić te ruiny na dłużej.

    Dobrawa

    [Przepraszam za słaby początek. Następnym razem postaram się lepiej :x]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć! Jak to zwykle ze mną bywa wpadam z dużym opóźnieniem, co by się kulturalnie przywitać! Art tak bardzo... <3 No, życzę co by się tu miło wątkowało.]

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  9. [zgłaszam się także z uprzejmą propozycją wspólnego wąteczku. Można liczyć? Bardzo podoba mi się twoja postać i masz rewelacyjny styl pisania. Czyta się z prawdziwą lekkością]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [cała ja znów zapomniałam się podpisać w imieniu Wandzi i Iryska ;)]

      Usuń
  10. [Dziękuję, choć co do wizerunku miałam wątpliwości.
    Ech, prawda. Moja wina. Z reguły piszę coś jeszcze o wątku, a tu wpadłam tylko z powitaniem i to spóźnionym. Obecnie ciężko zrozumieć cokolwiek, co ma miejsce na blogach, albo to czego właściwie nie ma. Mniejsza.
    Jeśli masz chęć na wątek to jest możliwość stworzenia go, choć uprzedzam, że czasem mam mały zastój w odpisywaniu.
    Więc? ;)]

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  11. [Irysek wszędzie nos wściubi więc mogą być i ruiny, a Wandzia nigdy nie wie gdzie zawiedzie ją dar wróżbiarski ewentualnie jej szalony przybrany brat, o którego długość życia tak dba ;)]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ok tylko trochę mi to może zająć, bo mam teraz sporo na głowie, ale będę myśleć i może uda mi się wpaść na jakiś szalony pomysł ;)]

    OdpowiedzUsuń
  13. Po udanym polowaniu postanowił udać się do karczmy, aby dołączyć do swoich towarzyszy i podzielić się z nimi swoimi wrażeniami z dzisiejszego dnia. Zaczynało się ściemniać, więc przyśpieszył trochę, ponieważ w tej okolicy, o tej porze działy się dziwne rzeczy i kręciły się istoty, które raczej nikt nie chciałby spotkać. Na szczęście na nic takiego tym razem nie natrafił i bezpiecznie dotarł do budynku. Było tu tłoczno, duszno i pachniało spalenizną. Przy stole stojącym w jednym z kątów, zauważył swoich znajomych, wysokiego i grubego blondyna Aharaxa, niższego bruneta Gambiego i elfkę Mirthien. Podszedł do nich i usiadł na wolnym miejscu.
    - Witajcie. - powiedział.
    - Witaj Cass. - odpowiedzieli wszyscy troje.
    - Widzę, że zaczęliście ucztować beze mnie. - rzekł patrząc na prawie puste już kufle piwa i resztki na talerzach. - Jak wam idą ostatnio łowy? - spytał po chwili.
    - Nie najgorzej, choć ta dzisiejsza jędza, na którą trafiłem była strasznie uciążliwa i mi zwiała. - odparł z goryczą Aharax,
    - Phi. - prychnęła elfka. - Jakbyś się postarał i trochę schudł, może by Ci się udało. Ja w tym tygodniu dorwałam trzy, na zlecenie kapłanów z Karagaros. Nieźle płacą. - rzekła z dumą w głosie. Cichy Gambi i tym razem nie odzywał się zbyt często, uważał, że i tak go nikt nie słucha. Był największym pesymistą jakiego znali.
    Rozmowa toczyła się dalej pomiędzy jedzeniem i popijaniem, na różne, tradycyjne tematy, jednak teraz zaczęli mówić o czymś co bardziej zaciekawiło Cassiana.
    - Nekromanci to prawie jedno i to samo co wiedźmy, trzeba na nich polować! - rzekł zacięcie blondyn.
    - A może ja zapoluje na Ciebie? Też się posługujesz swojego rodzaju czarną magią. - Mirthien nie ustępowała. Zawsze lubiła się kłócić. - Nekromanci to zwykli czarodzieje mający po prostu nadzwyczajne umiejętności.
    - To nie są zwykli czarodzieje. Oni potrafią wiele dziwnych rzeczy takich jak na przykład rozmawianie ze zmarłymi. Ta nekromantka, którą wykryliśmy ostatnio... powinniśmy ja sprawdzić. - odezwał się w końcu Gambi.
    - Ja, ja tam pojadę. - powiedział Cassian, mając w głębi serca pewne nadzieje, które dzięki tej tajemniczej osobie miały się teraz szanse zrealizować. - Wyruszam o świcie. - oświadczył stanowczo.
    Zrobił jak powiedział. Z samego rana wsiadł na konia i pojechał w stronę niedawno odkrytych elfickich ruin, wokół których pałętała się dziewczyna. Około południa dotarł na miejsce. Zauważył ją siedzącą przed wrotami przeglądającą jakąś książkę. Nie obawiał się, że może mu coś zrobić albo zaatakować tak jak sądził Aharax. Uważał to za niedorzeczne. Przecież była normalnym człowiekiem, a nie potworem. Podjechał do niej bliżej.
    - Dzień dobry. - przywitał się. Kiedy dziewczyna w końcu odwróciła głowę w jego stronę zauważył, że nie jest zbytnio zadowolona jego obecnością. Zsiadł z konia i podszedł do tajemniczych drzwi udając nimi wielkie zainteresowanie.
    - Ach, więc to za tymi wrotami kryje się coś nadzwyczajnego. Chętnie bym się dowiedział co, ale widzę że byłaś pierwsza. Mogę Ci w jakiś sposób pomóc? - powiedział z uśmiechem na twarzy. Nie chciał od razu wyskakiwać z tematem czarnej magii, ponieważ mogłoby to ją zniechęcić do niego i uważał, że lepiej będzie jeśli najpierw nawiąże z nią dobry kontakt.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przypatrzył się uważnie symbolom wskazanym przez dziewczynę. Z początku wydawały mu się one obce, lecz po dłuższej obserwacji niektóre znaki zaczął rozpoznawać i kojarzyć. Miał z nimi styczność, gdy badał sprawę elfiej wiedźmy mieszkającej w starym zamczysku pełnym wszelakich ksiąg, do których nie omieszkał zajrzeć. Kilka nawet zabrał ze sobą, czytał je ponurymi, zimowymi nocami i uczył się nowych rzeczy, które teraz miał szanse wykorzystać. Dziewczynie widocznie bardzo zależało, aby rozszyfrować to hasło. Miał teraz szanse się wykazać.
    - Chyba mogę Ci pomóc otworzyć te drzwi. Symbole wydają mi się znajome. - powiedział, po czym od razu zabrał się do pracy. Zaczął od rozszyfrowania największego pierścienia. Było na nim dziewięć różnych znaków, które układały się w trzy słowa. Pierwszy wyraz udało mu się rozczytać nawet szybko, ponieważ składał się z najłatwiejszych części tego elfiego dialektu i było to słowo ,,kamień''. Kolejna kombinacja przysporzyła mu więcej kłopotu, ale po jakimś czasie ją również odczytał. Słowem drugim było ,,królestwo''. Trzeci rebus był znów prosty, a jego rozwiązaniem był wyraz ,,oko''.
    - Pierwszy pierścień rozszyfrowany. - powiedział z lekką dumą w głosie.
    Minęło całkiem sporo czasu od kiedy tu przybył, więc zaczynał robić się głodny, a kiedy był głodny nie myślał, więc zrobił sobie przerwę na mały posiłek. Wyciągnął parę przekąsek ze swojej torby, poczęstował nimi towarzyszkę i sam zabrał się za jedzenie. Kiedy już zregenerował swoje siły umysłowe zabrał się ponownie za odczytywanie tajnego kodu elfów. Drugi z pierścieni był mniejszy od poprzedniego i mieściły się na nim mniejsze znaki, lecz ich ilość była taka sama jak na pierwszym. Pierwsze słowo było dość skomplikowane, ale już drugie i trzecie były mu bardziej znajome i łatwiejsze, a były to kolejno wyrazy: ,,podążać", ,,dotyk", ,,gałąź". Ostatni z elementów tej skomplikowanej blokady nie był pierścieniem a kołem po środku, którego widniał rysunek ludzkiej twarzy obróconej bokiem z dużym nienaturalnym okiem. Rysunek okalał jeden długi napis.
    - Nek.. nek.. nekropolia! - zakrzyknął, gdy udało mu się rozszyfrować ostatni wyraz. Wymienił dziewczynie pozostałe słowa, po czym przysiadł na pobliskim głazie.
    - Te słowa muszą się jakoś ze sobą łączyć. Może w zdanie? - spytał. Przyjrzał się jeszcze raz pierścieniom. Dostrzegł teraz małe rysunki zdobiące blokadę. Przedstawiały różne rzeczy, które ciężko było mu zinterpretować. Nie wiedział czy dziewczyna już je widziała, więc poinformował ją o tym.
    - Moje siły umysłowe się wyczerpały. Teraz twoja kolej. - powiedział i przeciągnął się, po czym wrócił na swój głaz.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziki bluszcz wspinał się po ścianach upadłego w gruzy pałace pokrywając jego megalityczny, szkielet mozaikami starannie wyciosanych, odcinających się na tle szarości ciemnozielonych liści. Przez szczątki potłuczonego witraża przelewały się promienia zachodzącego słońca rzucając na dziedziniec poprzeczne świetliste plamy malowane barwami szklanych odłamków. Na szczycie muru poruszała się jakaś postać w burym stroju podróżnym o luźnych spodniach i zapinanej pod samą szyją koszulą. Cień, bo tym zdawała się ona być z daleka, trzymał w ręku długi kij zakończony ostrzem, który świstał w powietrzu pod wpływem wprawnych rąk wojownika. U stóp złomu stała druga postać, która przez swój bezruch upodabniała się do otaczających ją wybrakowanych pomników strzegących wewnętrznego placu zamku, który od lat już nie istniał.
    - Zejdź już, wystarczy Wandziu, czemu ty zawsze wybierasz tak niebezpieczne miejsca do ćwiczeń
    Odwróciła się do niego przerywając na chwilę zamach halabardą i obdarzyła uśmiechem. Mokre od potu włosy przylegały jej do twarzy, a klatka piersiowa ruszała się szybko, lecz równomiernie.
    - Martwisz się tak o mnie? – Zapytała z wyraźną ironią w głosie.
    - Nie, martwię się, że zaraz jakimś kamieniem po głowie dostanę
    - Boisz się o swą szanowną, królewską zasobnię wiedzy wszelakiej… mała będzie strata
    Mimo tych słów ześlizgnęła się zręcznie na ziemię.
    - Naprawdę musimy tu nocować – marudził młodzieniec rozwijając koc w zacisznym kącie pozostałości spiżarni, jak wnosić można było z resztek poobalanych półek pogryzionych przez korniki.
    - Musimy – odparła siadając na jakimś kamieniu w pobliżu i pozwalając się pochłonąć czynności ostrzenia halabardy.
    - Dlaczego? – nie ustępował młodzieniec.
    - Chodź
    Poprowadziła go do miejsca gdzie prawdopodobnie znajdowała się baszta i wskazała na znak skrzydlatego węża połykającego własny ogon.
    - To jest stary znak bractwa skorpiona, Pamiętasz ten odcisk na twarzy mojej matki. Ktoś ją uderzył i zostawił znak po pierścieniu. Medyk wspominał ze to mógł być ten znak. Nie mogę tego zignorować, a poza tym podobno nocami tu straszy, więc podniesiemy sobie prestiż nocując tu, a ja lubię duchy. No i Rufus będzie mógł się wyhasać. Torba to nie jest najlepsze miejsce dla nietoperza.
    Wrócili na posłania i rozpalili ognisko. Od deszczu i wiatru chronił ich zachowany fragment dachu, a od chłodu mile trzaskające płomienia. Nagle na horyzoncie pojawiła się jakaś postać.

    OdpowiedzUsuń
  16. odnośnie pytań:
    1. raczej zamek, dość toporny w budowie, posiadający cechy jakiejś podupadłej twierdzy
    2. słuszne domysły, ale historia powstaje na bieżąco wiec masz wolną rękę, a Wandzia chętnie się co nieco dowie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I przepraszam za nieścisłości... trochę jestem roztrzepana i mam bzika na unikaniu powtórzeń co skutkuje czasem dość niezręcznymi synonimami, które mają znaczenie zupełnie inne niż zamierzone... nie wzięłam pod uwagę dwuznaczności, a teraz się jeszcze rozpisuję jak głupia i głowę zawracam i znów za to przepraszam ;)muszę wreszcie nauczyć się sprawdzać opka po napisaniu (już widzę jak mi się to uda)

      Usuń
  17. Nie rozumiał zbyt wiele z tego co mówiła dziewczyna, nie interesował się zbytnio takimi sprawami. Widać było, że zamierzchłe czasy to jej prawdziwa pasja.
    - Niestety nie mam - odpowiedział z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Od momentu, gdy dziewczyna przecięła sobie palec, uważnie jej się przyglądał. - Brawo! Nie wpadłbym na to - rzekł kiedy rysunek się zaświecił i podszedł do niej. - Podobierajmy kolejne rysunki - dodał. Do słów ,,królestwo'', ,,oko'', ,,gałąź'' szybko znaleźli ich wizualne odpowiedniki, które kolejno po dotknięciu się zaświecały. Ze słowem ,,podążać'' pojawił się pierwszy problem. Rysunki zostały już tylko trzy, ale żaden nie kojarzył się z tym wyrazem. Ryzyko było duże, gdyby wybrali zły piktogram niewiadomo co mogłoby się stać, ale na pewno nie byłoby to coś dobrego.
    - Strzałka, tak to jest strzałka. Strzałka symbolizuje ,,podążanie'' - powiedział z dumą w głosie Cassian. Pozostało już tylko dwa obrazki i dwa słowa: ,,dotyk'' i ,,nekropolia''. Pierwszy przedstawiał kilka przecinających się równych kresek, a drugi jakieś esy floresy, co z niczym się nie kojarzyło. Trzeba było zaryzykować.
    - Obstawiam, że te kreski to ,,dotyk'' - powiedział. Dziewczyna jednak zrobiła odwrotnie, nie wiedział dlaczego. Gdy krew zetknęła się z ostatnim rysunkiem nagle wszystkie zgasły, a potem zaczęły powoli, po kolei się zaświecać. Cassian czytał kolejno zaświecane słowa. Zorientował się, że po odmienieniu słów, ich drobnym przekształceniom i dodaniu jednego wyrazu powstało w ten sposób logiczne zdanie: ,,Podążaj za kamieniem do królestwa gałęzi, gdzie dotyk oko nekropolii wskaże.'' Poobracał pierścienie tak, aby słowa i obrazki się w nie układały. Gdy to zrobił, widniejące na dziwnej, rzeźbionej twarzy oko również rozbłysło światłem a potem jakby jeszcze bardziej się powiększyło i pogłębiło. Poczekali jeszcze chwilę, ale nie nic więcej się nie zadziało.
    - W to miejsce pewnie trzeba coś włożyć. Tylko co? - powiedział. - Musimy rozwiązać tą zagadkę. ,,Królestwo gałęzi'' to pewnie drzewo, których tutaj jest ich masa. Kamieni, które mogłyby nas do tego właściwego zaprowadzić też zresztą nie jest mało. Proponuję rozejrzeć się po okolicy. Może jakiś kamyk będzie się wyróżniał od reszty. No chyba, że masz lepszy pomysł - rzekł.

    [Spoko mogą być długie :P i sorki, że tak długo nie odpisywałem.]

    OdpowiedzUsuń
  18. Zaciekawiona nowym gościem ruin nakazała Irydionowi zostać na miejscu i poszukać drwa na opał, a sama prześlizgnęła się kuląc pod resztkami muru, aż do jednego z wewnętrznych dziedzińców, gdzie nekromantka przygotowywała się do przeprowadzenia ceremonii. Przykucnęła za jakimś ponurym porośniętym pomnikiem mocno zaciskając dłoń na halabardzie, szczęśliwie zasłoniętej kamiennym monumentem. Nieznajoma rozejrzała się i zaczęła mruczeć słowa jakiegoś zaklęcia, czy modlitwy, a Wanda przypatrywała jej się z nieskrywanym zainteresowaniem. Nigdy nie widziała nikogo, kto potrafiłby sobie radzić z duchami. Owszem słyszała czasem legendy o pieśniarzach zdolnych rozmawiać z widmami i różnymi innymi bestiami, których pieśni posiadają magiczną moc, ale nawet oni nie mogli istoty z innego wymiaru do czegokolwiek zmusić. Zresztą to, co widziała, to było coś zupełnie innego niż czarowne brzdąkanie na lutni i śpiew. Kiedyś mówiono jej ze i ona ma do tego jakieś predyspozycje, lecz nikt jakoś nie był zainteresowany udzieleniem jej stosownych nauk, a jeden, który próbował uciekł z krzykiem, gdy od jej pieśni zajęły się wszystkie zasłony w pokoju. Więcej nie próbowała. Nie chciała nowej mocy, już z tymi wizjami więcej było kłopotu niż pożytku. Nie wiadomo ile by jeszcze spędziła na rozmyślaniu, gdyby nie nagłe przeczucie, które kazało jej nastawić halabardę i zwrócić się gwałtownie do tyłu. Zauważyła, jak wokół jej czubka broni zawijają się pasemka mgły, a na ziemie skapuje jakaś srebrzysta maź. Czasami widywała duchy, ale dziś nie było jej to dane, co tym bardziej działało jej na nerwy, że z niewiadomych przyczyn cały ich tabun postanowił rzucić się na nią i to w zamiarze przyjęcia jej w swoje strupieszałe szeregi. Zamknęła oczy, by skupić się na wizjach. Był to jedyny sposób, pozwalający w porę odepchnąć niewidzialnego przeciwnika, zanim ten zdoła spić z ust ofiary ostatni oddech. Rzucała się jak szalona i nawet nie myślała jak głupio wygląda. Zadra w sercu zaczęła pulsować. Nagle dostrzegła przed sobą ostrze. Nie była to zwyczajna broń. Nie należała do żadnego ze znanych jej światów. Ostrze pulsowało dziwnym błękitnawym światłem jak i wszystko, co należy do duchów, ale na czubek miecza był obłamany. Chwila nieuwagi wywołana pojawieniem się nieznośnego widziadła wystarczyła, aby ostre pazury którejś z bliżej stojących półczłowieczych bestii rozcięły jej policzek. Zamachnęła się halabardą, jak jej się zdało zmiatając przynajmniej część wrogów. Niestety doskonale zdawała sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła. Nie była też pewna, kogo winić za sprowadzenie umarlaków. Siebie czy nowoprzybyła kobietę. Szybko odpędziła te myśli czując kościste szpon zaciskające się na jej ramieniu. Kolejny raz strażnicze ostrze ochroniło ją powodując nieznośny wrzask zmory. Nie wiedząc co dalej robić z dziwacznym zjawiskiem majaczącym za szwadronem duchów, które wyraźnie miało być groźbą nie zaś obietnicą, zdecydowała się na desperacki krok. Jeszcze raz machnęła, trzymaną w ręku bronią i rzuciła się przed siebie. Coś cięło ją przez plecy, ale zignorowała ból pędząc na złamanie karku w stronę kręgu wyrysowanego na kamiennym bruku przez nekromantkę.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Osły, pacany, znów wam ucieknie…
    Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej miała wątpliwą przyjemność uciekać przed szwadronem z za granic życia, ale wolała na razie nie zastanawiać się, co ma na myśli dowódca tej wesołej gromadki. Jeśli uda jej się przeżyć będzie miała dość na to czasu.
    - Łapcie ją… w ogóle nie można na was polegać
    - To ty sobie nie potrafiłeś poradzić z bachorem i przyniosłeś tutaj jej krew, ty to na nas sprowadziłeś…
    Mocniej przycisnęła dłoń do piersi, czując palący ból. Taki maraton nie jest wskazany dla kogoś z odłamkiem żelaza w sercu. Już niemal przestąpiła zaklęty krąg, gdy nagle coś chwyciło ją za nogę i przygwoździło do ziemi. Przewróciła się zyskując kilka nowych zadrapań przy spotkaniu trzeciego stopnia z twardym gruntem. Obróciła się i cięła obok nogi. Nacisk zelżał, ale nie chciała tracić czasu na podnoszenie się, zresztą wątpiła czy ma na tyle siły. Zaczęła odczołgiwać się do tyłu. Czuła ciepło bijące od tajemniczych znaków, które miały stać się jej ocaleniem. Z oczu zaczęły spływać jej łzy. Niczego nie widziała, ani ze zwykłej rzeczywistości, ani tej nadprzyrodzonej, jednak była pewna, że przeklęte ostrze nadal balansuje parędziesiąt centymetrów nad ziemią. Nagle poczuła, że ktoś za nią stoi. Udało się. Znalazła się w kręgu, a to musiała być jej wybawicielka.
    - Dziękuje – wychrypiała i straciła przytomność.

    [Przepraszam ze tyle musiałaś czekać, mam nadzieje, że ci się spodoba]

    OdpowiedzUsuń
  20. Leżała nieprzytomna i zupełnie bezbronna u stóp kobiety, która nawet bez użycia magii, z tym marnym zasobem sił nadszarpniętym poważnie skomplikowanymi zaklęciami, mogłaby odebrać jej życie, tlące się w jej piersi nikłym płomykiem szybko bijącego serca, czym upodobniało się w sposób znaczny do trzymanego przez nekromantkę lśniącego kostura, rzucającego teraz rozdygotane blaski na wybladłą twarz rannej. Przez chwilę jej Dobrodziejka wpatrywała się w ofiarę napaści starając się być może wyczytać przyczyny nagłego wtargnięcia tej istoty w jej kręgi ochronne i poruszenia, jakie wywoływała w tamtym drugim świecie. Zaciśnięte wargi, złociste włosy i zamknięte oczy uparcie jednak milczały. Nie wiadomo ile jeszcze by to trwało, gdyby nie nagły hałas okruchów skalnych osypujących się z pobliskiego wzniesienia, o ile tak można nazwać stertę gruzu przykrytą jakby z litości dobrej matki natury tylko spłachetkami wilgotnego soczyście zielonego mchu poplamionego żółtymi zaciekami. Jakiś ludzki kształt zsuwał się pospiesznie w dół zbocza rozbryzgując istne fontanny pyłu i kamyków. W ruchach jego widać było pośpiech i niepokój. Ostatni odcinek dzielący go od kobiet przebył biegnąc. Z całym impetem padł na kolana nachylając się nad Wandą. Gładkie rysy wykrzywiło mu przerażenie. Zasłonił usta dłonią jakby starał się powstrzymać jakiś okrzyk cisnący mu się mimo woli na usta.
    - Coś ty jej zrobiła! – wykrzyknął wreszcie oskarżycielsko – Czego jeszcze chcesz? Zabić nas? Proszę bardzo! Bij! Za moje życie więcej dostaniesz! Dlaczego?!
    Wypowiedź jego nie miała nawet pozoru logiczności, a nadto energiczne gesty przywodziły na myśl dziwne podobieństwo do obłąkania. Nagle dłoń przyjaciółki zacisnęła się na jego przegubie.
    - Irysku, Irysku – szepnęła – nie tak się traktuje dobroczyńcę. Nigdy cię nie nauczę dobrych manier
    - Dziękuję – dodała zerkając w stronę nekromantki.
    Wyraźnie wiele wysiłku kosztowało ją te parę słów, bo jej głowa z powrotem opadła bezwładnie na ziemię. Oddychała już dość równomiernie, choć wyraźnie nie do końca jeszcze odzyskała spokój ducha. Cóż w tym dziwnego, skoro ilekroć zamknęła oczy widziała ostrze balansujące w powietrzu i celujące bez wątpienia w jej pierś. Po policzkach spłynęły jej dwie łzy. Przybrany brat spoglądał na nią z niepokojem. Wreszcie podniósł wzrok na nieznajomą.
    - Przepraszam – wymówił cicho, czerwieniąc się już nie ze złości, ale zwyczajnie ze wstydu. – Zechcesz pani gościć dziś przy naszym skromnym stole
    Wyczerpana skinęła tylko głową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Tylko jak by tu przenieść Wadzie – zastanawiał się głośno rozglądając po placu. Wreszcie wyszperał między runami jednej z wierz dość dobrze zachowane resztki drzwi. Był to chyba dąb oprawny w mosiężne zdobienia i wciąż zachowujący dostojną ciemną barwę. Na wierzchu dostrzec można było jakieś dziwaczne nacięcia i barwne plamy, ale nie było czasu nad tym się zastanawiać. Młodzieniec z pomocą nowopoznanej ułożył ranną na tych prowizorycznych noszach i razem pociągnęli ją w kierunku obozu skrytego za załomem murów. Po kilku chwilach siedzieli już przy ognisku. Ogień wesoło trzaskał wśród suchych polanek – smętnych szczątków dawnej świetności kuchennego kredensu – ożywiając kamienne monumenty fantazyjnym tańcem świateł i cieni. Szkielety kunsztownie rzeźbionych sprzętów wyrastały tu i ówdzie niczym pnie pradawnych roślin spomiędzy zesztywniałych, zimnych palców ziemi. Ciemność zalegająca szczeliny między szarymi blokami wypełzała z szelestem dysząc nocnym chłodem i mgłą. Oni jednak mieli swoją przystań, choćby tak nikłą w tym nie przyjaznym otoczeniu. Wanda siedziała oparta o ścianę, opatulona w wełniany płaszcz i dość gruby koc. Irysek podsycał płomień poszturchując żar długim patykiem. Nad paleniskiem wisiał kociołek z mieszaniną wszystkiego, co pozostało z ich zapasów. O ścianę oparta była halabarda, a nieopodal nóg młodzieńca leżał jego instrument. Nagle wzrok Wandy padł, na drzwi, na których ją przyniesiono. Poczuła nagłe ukłucie bólu zwiastujące kolejną wizję. Mocno zagryzła wargę. Wydało jej się, że znów widzi to przeklęte ostrze. Był tam też mężczyzna z tatuażem smoka mocno trzymający się za przedramię. Wyraźnie coś go bolało. Drugi obracał w palcach coś jakby kawałek monety, lub medalionu. Zdało jej się ze słyszy ryk smoka. Dojrzała też jakąś kobiecą twarz i te drzwi. Pojawiły się na nich jakieś symbole, które zaczęła mechanicznie kreślić węgielkiem na pobliskim kamieniu.

      Usuń
  21. Szukał kamieni pełzając po ziemi jak jakiś pijak, było już prawie ciemno, a on nie posiadał tak przydatnej rzeczy jak świecąca kula dziewczyny.
    - Jak to nie tutaj? - zareagował na cichy głos dziewczyny, podnosząc się z trawy. Podszedł jeszcze na chwilę do pobliskiego drzewa, aby sprawdzić, czy to aby na pewno jednak nie tu i pogrzebał w dziupli. Nie znalazł nic oprócz jakiegoś zwierzaka najpewniej wiewiórki, która zdążyła go jeszcze ugryźć w palec.
    - Masz rację, tutaj nic nie znajdziemy. - powiedział, podchodząc do piszącej coś przed drzwiami dziewczyny. - O, a co to? - spytał z zaciekawieniem, wyrywając przedmiot, którym pisała Vera. Najwidoczniej rozwój wynalazczy go prześcignął, albo nie dotarł na leśno - wiejskie tereny. Przypomniał sobie, że dawno wizytował w mieście, zajęty ciągłymi polowaniami i zagadkami. W ogóle miał mało styczności z innymi ludźmi, oprócz swojej paczki. Stronił od nich, czy po prostu nie miał okazji się z nimi widywać? Mały przedmiot, a narobił tak wiele zamieszania w jego głowie. Oddał go nekromantce i przeprosił, po czym usiadł koło niej.
    - Więc gdzie mamy się udać? - spytał po chwili.
    Nagle coś zaszumiało w krzakach za nimi. Nie było wcale wiatru, więc wydało mu się to podejrzane. Wstał i podszedł tam. Coś znowu zaszeleściło, potem dostrzegł coś kątem oka z prawej strony, a chwilę później poczuł lodowaty powiew wiatru zza pleców. Obrócił się. W mroku dostrzegł ledwie widzialny kształt jakby ludzki, który zatrzymał się w miejscu. Nie dało się rozróżnić poszczególnych części ciała, widać było tylko błyszczące, szarawe kontury i głęboko niebieskie, przenikliwe oczy. Zjawa nagle szybko wyciągnęła rękę do przodu. Cassian momentalnie zesztywniał jakby zamienił się w kamień, a zaraz jakaś niewidzialna, potężna siła popchała go gwałtownie do przodu przed oblicze magicznej istoty. Zmuszony był jej patrzeć prosto w oczy. Chciał zakrzyknąć o pomoc, ale nie mógł nic z siebie wydusić, miał nadzieję jednak, że dziewczyna go zauważy. Z bliska mógł się dokładniej przyjrzeć tajemniczej postaci, a raczej tylko jej twarzy. Była gładka, prawie przezroczysta, wyrażała jakby smutek. Spojrzała na chwilę w stronę zamkniętych wrót. A więc o to chodzi - pomyślał Cassian. Wszystko się ze sobą zaczęło wiązać co go jeszcze bardziej zaintrygowało. Tylko czego ta istota mogła od nich chcieć? Uważa ich za wrogów? Chce się tam dostać tak jak oni, czy też może chce coś związanego z wnętrzem? Pytań i tajemnic było coraz więcej.

    [sorki, że tak długo nie odpisywałem ;)]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Też odkryłam to niedawno. Ale czy życie od tego staje się piękne...
    Nawet mogłabym to sobie wyobrazić. Dziewczyny przy herbatce plotkują z Verą a ojciec badacz siedzi w rogu salonu, niezauważony przez nikogo i chciwie wszystko zapisuje. W końcu on stara się badać magię. Nie mam jeszcze takiej dokładnej wizji, w czym on się mógł specjalizować w swoich zainteresowaniach naukowych. Tak więc znać się mogą.

    El Si]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Miałam trochę zawirowań. Długa historia. Jednak już nie planuję znikać stąd, ani tak szybko, ani w taki sposób.
    Niestety nie pamiętam poprzedniej propozycji wątku, ale jak najbardziej jestem chętna na coś teraz. Oczywiście, możemy zacząć od czegoś zwyczajnego, czyli właśnie jakiegoś spotkania na wyspie pośród ruin, a może być też gdzieś na wybrzeżu przy wraku statku, który wyrzuciło na brzeg? ;)]

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  24. [Skoro bardziej ruiny to w porządku. W głębi wyspy w różnych miejscach można trafić na ruiny, resztki architektury, zaś bliżej wzniesień, czy w samych górach można spodziewać się ruin i skarbów. Zależy, kto czego szuka. ;) Z czego Fobosa najłatwiej spotkać gdzieś w środku puszczy, albo w pobliżu wodospadu. Bo co do wraku to było to tylko hasło.]

    OdpowiedzUsuń
  25. [O O O... coś za coś. Rohan by się podzielił, ale w zamian za jakieś inne informacje. Badacz sobie tego nie odmówi. A tak zasadniczo, to jestem jak najbardziej za :)]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Nie wiem, czy uda mi się zacząć dzisiaj, albo jutro. Jednak, jeśli uda się tobie rozpocząć wątek będę wdzięczna i szczęśliwa. Gdyby nie, to ja będę coś kombinować bliżej niedzieli.]

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  27. [Ok. To jak możemy zacząć? Od tych wizyt u Rohana, czy obecnie jakieś inne sprawy, bo jest trochę możliwości, skoro Magar idzie w ślady ojca.]

    OdpowiedzUsuń
  28. Wyspa Mgieł z dnia na dzień stawała się miejscem, co raz częściej eksplorowanym. I dobrze było, gdy chodziło tylko o jakieś drobnostki, bądź o ostrożnych i działających w naprawdę kulturalny i delikatny sposób, badaczy. Sytuacja pogarszała się, gdy przybywali uzbrojeni ludzie, bądź tacy, którzy nie mają za grosz szacunku dla niczego, co stanie na ich drodze. Obserwował poczynania nowo przybyłych, śledził ich kroki i próby działań. Ingerował tylko wtedy, gdy przekraczali granice – zagrażali istnieniu wyspy, czy tego co na niej żyło, bądź nazbyt ingerowali w szczątki historii, które zachowały się tutaj.
    Obserwował ją, ale nie wydawała się zagrożeniem. Przypuszczał, że należała do tego rozsądniejszego typu stworzeń obecnie żyjących na ziemi. Nie śledził każdego kroku, jakby dając przyzwolenie na jej dalsze działania. Widział jej zainteresowanie. Poświęcał kilka minut, a później znikał w zaroślach, by zając się kimś, bądź czymś innym.
    Mijały dni, a przybywają tu po raz kolejny nie spodziewał się zastać tak odmienny widok. Na miejscu nie było owej istoty, która gościła tu już trochę czasu, natomiast tajemne przejście zostało otwarte. Bardzo złe myśli i słowa błądziły w jego myślach cisnąć się na usta, ale milczał.
    Sam zamieszkiwał podziemia wyspy, błądził labiryntami tuneli, ale nigdy nie zapuszczał się do tej sieci podziemia. Tam nie było nic dobrego i dopóki toczyło swój byt w zamknięciu, było dobrze. Po raz pierwszy od wielu dni był na siebie zły, że niewłaściwie ocenił przybysza i nie zainterweniował.
    Powoli podszedł do opuszczonego obozu i spojrzał na płaskorzeźbę, która nadal wyglądała na nienaruszoną, choć minęły wieki od jej powstania. Pokręcił głową i przeniósł wzrok na zejście w ponurą otchłań. Mógł zamknąć przejście i odejść, ale sumienie mu na to nie pozwalało. Miał bronić wyspy, jej tajemnic, ale także żywych istot. Być może, owa istota sama wybrała sobie taką drogę, ale nie chciał pozwolić by zginęła w mroku labiryntów, bądź w łapach... Westchnął ciężko.
    Nie takie miał plany na najbliższy czas.
    Rozejrzał się dookoła, jakby upewniając się, że pozostawia wszystko w najlepszym porządku, a sam przykucnął nasłuchując odgłosów płynących z dołu. Niestety, prawdopodobnie coś utrudniało przemieszczanie się dźwięku. Dłonią dotknął umocowanego przy boku ostrza upewniając się o jego obecności. Popatrzył w ciemność i podjął decyzję.
    Znalazł się w podziemiach. Otrzepał się z pyłu, poprawił szatę i włosy. Ciemność, wszechobecny kurz i brak świeżego powietrza drażniły go nadmiernie. Trzymając dłoń na rękojeści miecza próbował dostrzec obecność tego, kto tutaj zszedł. Niestety, nikogo nie było w zasięgu wzroku.
    Podszedł do kamiennego sarkofagu błądząc palcami po wyrytych na nim znakach – słowach i ostrzeżeniach. Zła wróżba.
    – Elai soi, ena inookoi ama – wypowiedział w obcym języku, coś co brzmiało jak mroczna obietnica czegoś strasznego.
    W tej chwili w podziemiach było ich troje, pytanie kto kogo odnajdzie pierwszy.

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  29. Wyspa była pełna zagadek i niebezpieczeństw, jednak sieć korytarzy znajdująca się pod powierzchnią tego tajemniczego lądu idealnie zaliczała się do jednej i drugiej kategorii. Odrębną sprawą były tunele, które sam zamieszkiwał. Odnalazł je, oczyścił i dostosował, ostatecznie zabezpieczając, by nie musieć zmagać się z niezapowiedzianymi wizytami. Niestety ciągle pozostawało wiele nieodkrytych korytarzy. Były krótsze, dłuższe, pełne zakrętów, albo będące labiryntami. Było ich dziesiątki, a większość z nich najlepiej, gdyby pozostała nietknięta.
    Stojąc przy sarkofagu próbował wzmóc skupienie i wyostrzyć zmysły, by jak najszybciej i sprawnie odnaleźć osobę, która tutaj się dostała, a przy tym uniknąć bestii, bo pewnym było, że spotkanie z nią zakończyć się będzie mogło tylko czyjąś śmiercią, bądź ponownym zamknięciem stwora w miejscu dla niego przeznaczonym. Ale, czy będzie to możliwe?
    Ruszył jednym z korytarzy kierując się dziwnym szmerem, który chwilami zmieniał się w dziwne odgłosy nieprzypominające nic, co można było usłyszeć na powierzchni. Chwilę później kolejne dziwne odgłosy odbijały się echem od ścian kamiennych korytarzy. Rozpoznał wycie bólu, które nie należało do żadnej ziemskiej istoty. Pomknął za oddalającym się dźwiękiem.
    Przystanął na rozdrożu. Tutaj musiał podjąć istotną decyzję. Mroczny korytarz skręcający w lewo mógł doprowadzić go do upiora, zaś ten biegnący prosto...
    Popatrzył na jakieś przedmioty porzucone na ziemi idąc przed siebie mijając je, jakby miały poprowadzić go niczym trop. Znalazł coś. Znalazł kogoś.
    Kucnął przy niewielkiej postaci spoczywającej na brudnym kamiennym podłożu. To za jej sprawą tutaj trafił, ale nie mógł jej pozostawić. Chłodną dłonią dotknął jej czoła sprawdzając temperaturę drżącego ciała. Sięgnął do kieszeni po jakieś liście i kilkukrotnie przeciągnął nimi w pobliżu nosa, jak przeanalizował, kobiecej postaci.
    Czas naglił. Bestia, której domem są te tunele w każdej chwili mogła wrócić.

    [Jak tylko Ci pasuje, może kojarzyć, może nie. Podpowiem tylko, co wkrótce wyjaśnię opowiadaniem – Fobos niegdyś nie miał cielesnej formy, był duchem–opiekunem skarbów zamkniętych w górskich zakamarkach, na pewno gdzieś wzmianki o nim są. Tutaj jej znajomość jego imienia i skojarzenia go z historią pozostawiam tobie. :)]

    Fobos

    OdpowiedzUsuń
  30. [A może być coś takiego, że na przykład po latach pojawia się przypuszczenie, że sprawa czarownika nie została zbadana do końca? Możliwe, że Rohan ma jakieś wskazówki w notatkach, jakieś przedmioty zebrane z domu Mithrandira, o czym sam zapomniał, zajęty innymi sprawami. Kierowana ambicją Magar chce to na wszelki wypadek zbadać, nakłania El Si do współpracy, a jeszcze akurat dziwnym trafem wpada do nich Vera i postanawiają połączyć siły dla zaspokojenia żądzy wiedzy...]

    OdpowiedzUsuń
  31. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ok, przepraszam, po prostu mimo studiów bardziej nadaję się do literatury popularnej i moim żywiołem jest dialog więc czasem się zapominam.Jeszcze raz przepraszam za nieudolnosć. Mam przerobić opko?]

      Usuń
    2. [Zapomniałam dodać ze niecierpliwie czekam na odpowiedź, bo zaczynam się obawiać że się obraziłaś a wtedy byłoby mi bardzo przykro]

      Usuń
    3. [No to mi ulżyło... jak drugi raz się temu przyglądam to w ogóle aż mi wstyd że takiego potworka wysłałam bo całość opka to jest jakaś porażka, ale już zaczyna mi się kształtować pomysł jak to poprawić... nauczka że pisanie po północy trzeciego z kolei opowiadania to kiepski pomysł. Dzięki za szansę na zrehabilitowanie się ;)]

      Usuń
  32. [Tłumaczyć też może. A zwoje jeszcze okażą się magiczne czy coś w tym stylu :) W takiej bibliotece badacza, dziedziczonej z ojca na syna, też może być trochę pułapek, o których sam właściciel domu nie ma pojęcia...
    Nie włączysz Windowsa? Coś innego obok masz, jak ja parę lat temu? :P]
    ~ El Si

    OdpowiedzUsuń
  33. Gdy w zjawę uderzyło zaklęcie odzyskał władzę nad ciałem. Nekromatka ta musiała mieć naprawdę dużą moc skoro spowodowała taki paraliż u potwora, pomyślał. Dziewczyna od razu odciągnęła go od zagrożenia. Zmora mimo iż wyglądała na cierpiącą nadal mogła być niebezpieczna. Nagle wrzask jaki z siebie wydawała ustał. Teraz zaczęła ciężko i głośno dyszeć. Stała się bardziej widoczna, wydawało się jakby miała na na sobie porwaną szatę. Nadal trzymając się za głowę schyliła się ku ziemi. Dyszenie coraz bardziej stawało się szybsze. Nagle obróciła głowę. Spojrzała Cassianowi prosto w oczy, w głąb jego duszy, jakby chciała mu coś przekazać, lecz mogła to być równie dobrze podpucha. Jej wzrok wyraźnie prosił o zlitowanie.
    - Zdejmij z niej zaklęcie - powiedział w końcu do dziewczyny. Nie wiedział do końca dlaczego to zrobił. Ogólnie raczej czuł nienawiść do takich stworzeń niż zlitowanie. Zjawa ta jednak wydała mu się intrygująca, mogąca przekazać im coś wartościowego dzięki danej jej łasce. Nie było pewności, że po zdjęciu czaru ich nie zaatakuje, ale miał jakieś dziwne przeczucie. Nagle istota upadła na kolana, zaczęła emanować od niej szara poświata. Spojrzał w stronę dziewczyny. Na jego twarzy pojawił się nie pokój. Czemu ona zwleka, zastanowił się.
    - No dalej proszę - powiedział cicho. Sam się dziwił, że czuł litość, przecież przed chwilą próbowała go zabić. Może to przez to przeczucie, które poczuł, gdy spojrzała na niego? Po chwili czekania sam postanowił działać. Użył mocy swojego medalionu, próbował rzucać na zjawę zaklęcia lecznicze, lecz nic nie podziałały. W końcu złapał dziewczynę za rękę.
    - Zaufaj mi, zjawa nam pomoże. Odwróć zaklęcie - powiedział, po czym dodał po chwili - Wiem, że jesteś nekromantką.

    OdpowiedzUsuń
  34. [ Uf to dobrze, że się zapytałem :D]

    - Nic nie rozumiesz! - krzyknął głośno trochę zdenerwowany, gdy dziewczyna wyrwała się. - Ona nam nic nie zrobi, a pomoże. Wiem to, czuję to. Weszła w głąb mojej duszy. W jakiś bardzo dziwny sposób dała znać, że chce nam coś przekazać, ale nie może. Ty jako nekromantka może zdołasz ją przywrócić do naszego świata? Wtedy dowiedzielibyśmy się jeszcze więcej niż kiedy wisi pomiędzy światami. Nie mamy oczywiście zupełnej pewności, że nas nie chce przechytrzyć w ten sposób, ale skoro sparaliżowałaś zjawę to równie dobrze możesz zrobić to ponownie. - Przerwał na chwilę i popatrzył na nią, potem odwrócił wzrok na zjawę i dodał trochę spokojniej - Odwróć czar. Zobaczysz, pomoże nam.
    Nagle niewiadomo skąd pojawił się biały błysk, który ogarnął całą okolicę i go oślepił. Nie widział nic, tylko czarną pustkę. Nie wiedział co się stało. Czy tylko on sam został oślepiony czy dziewczyna również? Zaczął wymachiwać rękami w nadziei, że na coś natrafi. W końcu stracił równowagę, zachwiał się i przewrócił na ziemię.
    - Pomożesz mi? - zapytał się, lecz nikt nie odpowiedział.
    - Halo jest tu ktoś? - dodał zaraz, ale wciąż nikt nie odpowiadał. Czy został sam? Gdzie dziewczyna? Co się stało? Zadawał sobie te jak i inne pytania, których było coraz więcej. Zaczął się czołgać po omacku, bo o dziwo wzrok nadal nie wracał. Światło musiało być naprawdę potężne. W końcu natrafił na jakiś głaz. Wspiął się na niego i usiadł. Wytężył słuch, lecz usłyszał tylko szmer liści. Nic więcej. Siedział tak w bezruchu jakiś czas, gdy nagle poczuł na plecach czyjś dotyk, który następnie pociągnął go za ramiona do tyłu tak, że spadł boleśnie z kamienia na plecy.
    - Kto to? - zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  35. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  36. Blondwłosa kobieta powiodła dookoła niewidzącym spojrzeniem, jak człowiek wyrwany z głębokiego snu. Czuła, że to, co mówiła jej niedawna wybawczyni, jeżeli nie było kolejną wizją, bądź wytworem wyobraźni było skierowane do niej, ale nie mogła się wyrwać spod przemożnego wpływu wróżbiarskiego obrazu. Jednocześnie nie była w stanie rozróżnić pojedynczych słów, a cóż dopiero rozpoznać ich znaczenia. Jej dłoń kreśliła na skale skomplikowane sploty, lecz poruszała się zupełnie wbrew jej woli i pewnie nadal nieświadomie kopiowałaby demoniczne napisy, gdyby Irydion nie schwycił ją mocno za nadgarstek unosząc jednocześnie rękę do góry tak, by nie mogła się dalej poruszać. Zaskoczona z Wanda z początku starała się wyrwać, ale wreszcie powoli zaczęła odzyskiwać świadomość. Nadal jednak czuła się mocno zdezorientowana. Podciągnęła kolana do piersi starając się stłumić ból.
    - To znowu się stało? – szepnęła pytająco. Zamiast odpowiedzi skinął delikatnie głową z wyraźną dozą zaniepokojenia.
    - Pisałaś jakieś demoniczne symbole, tak mówiła ta kobieta z dziedzińca.
    Zacisnęła dłoń w pięść i nakryła drugą, jakby chciała powstrzymać ją przed dalszymi takimi wybrykami. Zagryzła też mocniej wargi jakby bojąc się, że wydadzą ja przed towarzyszami z wszystkimi jej pytaniami i obawami. Zaczynała żałować, że nie zdecydowali się spędzić nocy w wiosce, ale teraz powrót był już nie możliwy i to ze względu na nią. Nie wytrzymała by drogi z takimi ranami.
    Niemo przyglądała się kotarom bluszczu, które dzięki lekkim powiewom wiatru unosiły się i opadały jakby mury, z których się zwieszały posiadały własny oddech i duszę. Ponad nimi przeleciał nietoperz i przysiadł na ramieniu chłopaka, który odruchowo zaczął tarmosić jego srebrnawą sierść. Ponad ruinami wznosił się powoli blady księżyc obsypując świat strzępkami siwej mgły i diamentowymi kropelkami rosy.

    OdpowiedzUsuń
  37. Stał spokojnie, jak posąg. Milczał, bo nie lubił marnować słów, a każdy dźwięk mógł zakłócić ciszę, która pozwalała, by niepożądane dźwięki, nieco szybciej, dotarły do jego uszu.
    – Potwór zawsze pozostanie potworem niezależnie, jaką formę przybierze – odpowiedział głosem spokojnym, wyciągając dłoń z liśćmi, którymi przed chwilą ocucił podróżniczkę, która trafiła w nieodpowiednie miejsce. – Nie są trujące. Uśmierzają ból, choć w nadmiarze otumaniają. Weź.
    Nie liczył na to, że zyska zaufanie. Nawet nie starał się go wzbudzać, po prostu był taki, jak zawsze, chłodny w kontaktach z innymi, ale pomimo wszystko pomocny, gdy sytuacja tego wymagała.
    – Znajdzie nas. Wie, że tu jesteśmy – dodał.
    Nie wyglądał na zaniepokojonego, ale zdawał sobie sprawę, że sytuacja nie prezentowała się najlepiej, a ponowne zapakowanie potwora jest właściwie niemożliwe. Gdyby tylko było to do niego podobne to westchnął by ciężko i załamał ręce nad kolejnym problemem.

    Fobos
    /wybacz zwłokę, ale dopiero powoli wracam do żywych/

    OdpowiedzUsuń